niedziela, 4 maja 2014

Rozdział Trzydziesty Czwarty: Zostań.

         

       Edytce, za te niesamowite, uskrzydlające komentarze. Za niezasłużone pochwały, za ogrom wsparcia. Za to, że jesteś moim największym, niewyczerpanym źródłem inspiracji. Za to, że w dużej mierze dzięki Tobie - i z myślą o Tobie - napisałam ten rozdział. Za wszystko, no. 

I kocham Cię, wiesz?






Po minionych złych deszczach i burzy
Powracają burze i złe deszcze
Ale ciągle nadzieja mi wróży,
Że to, czego czekam, przyjdzie jeszcze
~Leopold Staff



- Nie, zabić takiego to za mało! Ja ci chyba wyrwę tę nachalne łapy, a potem przyszyję na plecach albo jeszcze gdzieś indziej, żebyś je trzymał z daleka od mojej siostry!
- Kiedy skończysz się na mnie wydzierać?
- Jeszcze do porządku nie zaczęłam! - warknęła, uderzając pięścią w stół.
- Zaraz minie pół godziny, odkąd suszysz mi głowę. - Zerknął ze zbolałą miną na zegarek i westchnął ciężko.
- A widzę, że nadal do ciebie nie dociera! - piekliła się jak nigdy dotąd, gestykulując gwałtownie. O wiele zbyt gwałtownie, tak nawiasem mówiąc, bo przed chwilą Broduey - Bogu ducha winien - otrzymał niezamierzony cios prosto w splot słoneczny, po którym aż się zwinął.
- Nie słyszałaś nigdy, że serce nie sługa? - niepewnie jej przerwał, pogarszając sytuację.
- Wiesz, gdzie to mam? Możesz sobie być pieprzonym rycerzykiem i możesz sobie podziwiać ją z oddali, kontemplując jej piękno. Ale nie możesz ot tak sobie niszczyć czegoś, na czym jej zależy.
- Lena, zlituj się - jęknął, chowając twarz w dłoniach. - Twój jazgot wcale nie polepsza sprawy.
- Ja ci dam jazgot, erotomanie jeden! - wściekła się jeszcze bardziej. - Której części zdania "Ona cię nie kocha" nie rozumiesz? Co jest dla ciebie niejasne w poleceniu "Zostaw ją, bo wszystko popsujesz"?
- Lena, dosyć. Czuję się paskudnie i bez tego, jasne? - Umilkł, spuścił wzrok, miętosząc w palcach papierową serwetkę, którą zwiało z jakiegoś stolika. Nie mogła się powstrzymać od znaczącego przewrócenia oczami, ale jednak miłosiernie odpuściła sobie kolejny komentarz, sięgając po szklankę z colą, z której dawno uleciały wszystkie bąbelki. Poczuła na ramieniu dłoń - tak nagle, że aż zakrztusiła się napojem. Kaszląc, odwróciła się w stronę siostry. I nie wiedziała, co powiedzieć.
- Naty! - Fede za to wstał, z jakąś dziwną rozpaczą w oczach i głosie. Lena dostrzegła to od razu, ale zignorowała. Nie było jej go żal. Nawet z pewną satysfakcją odnotowała, jak strasznie czerwony jest w tym momencie.
- Przepraszam.

I co? To tyle?, miała ochotę wrzasnąć. I na pewno by to zrobiła, gdyby nie to, że nie miała do tego żadnego prawa. Ta sytuacja jej w końcu nie dotyczyła. Albo prawie nie.
Za to cisza się przedłużała.

- Nic się nie stało - mruknęła wreszcie ze znużeniem dziewczyna, spoglądając na siostrę. - Lena, daj mi klucze. Idę do domu.
- Nie, nie idziesz. Znaczy, idziesz, ale ze mną. - Zerwała się, szukając w pośpiechu butów. Wreszcie ruszyły razem, nie odzywając się do siebie, póki nie wydostały się z tłumu.
Nie myślała nigdy o tym, ale teraz - mając przed sobą jak na dłoni całą postać Natalii - widziała, ile drobnych zmian zaszło w siostrze, przydając jej dziwnego uroku, ale i jakiejś trudnej do określenia powagi. Zawsze stanowiła nieodgadniony paradoks, a teraz to się dodatkowo wzmogło - w każdej wyraźnej sprzeczności. Bo niby rozpogodziła się, wyszła z kąta. Stała się jakby bardziej otwarta, uśmiechała się częściej. Jakby w ramach tej metamorfozy zapuściła włosy, które teraz opadały jej prawie do połowy pleców, stając się powodem wielu zazdrosnych spojrzeń.
Więc były zmiany na plus.
Ale do tego doszedł ostatnio jakiś cień, zasnuwający jak mgłą - światła w jej oczach. I teraz wypełzł w całości, gasząc prawie cały ten jej rozmarzony blask swym ponurym odcieniem wahania i smutku.

Miała w głębokim poważaniu problemy Federico, ale jej akurat współczuła - tak, była na nią wściekła o to jej bezsensowne ociąganie, ale chęć wsparcia była silniejsza.
- No, to wyszło strasznie głupio - myślała na głos. - Ale da się zaradzić, przeprosisz go... To jest, powiesz mu co masz powiedzieć, wybaczy ci, bo cię kocha. Na pewno. A potem po prostu zapomnicie o wszystkim, będziecie szczęśliwi, zasługujecie na to. I wreszcie...
- Lena.
- Co?
- Zamknij się.


                                                                                                         ***



Zanim ukradniesz jej
Ostatni kolor ze snu.
Zanim, gdy na chwilę zamknie oczy - znikniesz.
Zabierz jej, zabierz jej, zabierz jej z ręki nóż.




A może właśnie wszystko popsuł.

Nie zdawał sobie dotąd sprawy z tego, ile właściwie ostatnio się zmieniło - wokół niego. Może nie zwracał na to uwagi, na te zbyt błahe urywki chwil? Może one same umykały za szybko, nim zdążył zatrzymać na którymkolwiek wzrok? Ale nie z własnej winy trochę się zagapił. Bo nic nie zwiastowało jakichś gwałtownych sensacji, nic. To nic uśpiło czujność. Przed tym czymś.
Toczyło się to bez zbytniego pośpiechu, ot - jak spokojny film, rozwijający fabułę stopniowo, uzupełniający krajobraz o nowe elementy tu i ówdzie, dodający do ogólnego zarysu niuanse tak subtelne jak śpiew ptaków, wczorajsza gazeta niesiona wiatrem w dół ulicy i zapach rozlanej benzyny, rozwarstwiającej się w tęczowe barwy obok krawężnika.
Powoli poznawał historię, której był uczestnikiem - a raczej jedną z historii, różniącą się od poprzednich tym, że wkroczył w nią dobrowolnie, a nie został wrzucony za kołnierz jak do tych innych.
Słowem - sygnowana dwoma imionami opowieść, skrajnie różna od poszarpanych ciemnością stronic, wypełniła jego życie mieszaniną nowych doznań. Ale wsączała się w nie powoli, kropla po kropli, padając na zapiski sprzed lat i zamazując je jeszcze wolniej, prawie niezauważalnie.
Czarny tusz kreślarski zapełniał wszystko jej imieniem. Pajęczyna liter wiła się wzdłuż jego myśli, oplatając je jak gęsty bluszcz.


Odpowiedzią na niezadane pytania, reakcją na dotyk, odpartym spojrzeniem. Wersem wiersza złożonego naprędce z prostych słów i najpiękniejszą piosenką. Każdym dniem, każdą minutą pełną milczenia, każdym słowem przerywającym ciszę. Tym wszystkim - była ona.
Ludmiła.


Mimo, że znaczną część wolnych chwil musiał przecież poświęcać na uważne obserwowanie Violetty, by dobiec w odpowiednim momencie, to jednak znajdował czas i dla niej - czas, poświęcony w pełni im. Bo że byli jacyś "oni", nie miał wątpliwości. Byli. Więź, która wyrosła w milczeniu gorących spojrzeń, wypuściła gałęzie i kwitła sobie w najlepsze, ze zwyczajnego flirtu przeradzając się w coś więcej.
Zwykł nie przywiązywać się za bardzo, ale w wymuszonych relacjach to było całkiem uzasadnione. Ale ta? Nic nie musiał, może właśnie dlatego chciał? To jak z tekstami, które pisał. Na zawołanie, z okazji jakiegoś zaliczenia w Studiu - owszem, umiał sklecić sensowne słowa do muzyki, nie czyniło mu to nie wiadomo jakiego problemu. Ale najpiękniejsze piosenki napisał bez przymusu, gdy same przyszły do niego, płynąc spod długopisu własną melodią dokładnie dobranych liter. Może i do Hetfielda mu brakowało sporo, ale stworzył kilka perełek, które doszlifowywał usilnie całymi godzinami, by zabrzmiały idealnie. Ha, tak się kiedyś normalnie tworzyło muzykę - nie to, co teraz. Wszystko robione na odwal się, melodia tak prosta, że bardziej się nie da i słowa, wrzucone bez sensu jak niepotrzebne tło. Nie gustował w nowoczesnych utworach, czasami coś wpadło mu w ucho, ale to sporadycznie. Raczej wolał odgrzebywać na youtubie diamenty sprzed lat.

Wracając - przelotnych znajomości nawet nie liczył, zgubiłby się po pierwszej setce. Ale to było coś innego, niemożliwego jeszcze do zdefiniowania. Nie szereg reakcji chemicznych, odbywających się w bezwolnym organizmie. Nie fałszywe wyobrażenie o czymś, co nigdy nie nadejdzie. To było coś... nieokreślonego. Coś, co bazowało na złudzeniach - a jednocześnie było prawdziwe, najprawdziwsze.


Kiedyś wyciągnęła go do kina. Dał się przekonać, akurat nie miał nic do roboty, więc dla spokoju pozwolił jej nawet wybrać film. Podświadomie oczekiwał na propozycję jakiejś durnoty, komedii romantycznej, za którymi one wszystkie, z niewiadomych przyczyn, przepadały. Schemat: koleś z kaloryferem tak symetrycznym, że aż nierealnym, miał zgrywać niedostępnego przed ładną, choć niepewną siebie dziewczyną. Wymyślali sobie miliard problemów, a potem wszystko kończyło się i tak w łóżku albo przed ołtarzem, niepotrzebne skreślić. No tak. Fascynujące.
Tymczasem Ludmiła bez żadnego zastanowienia wybrała thriller, i to na tyle niezły, że wbiło go w fotel na trzy czwarte seansu. Po raz pierwszy chyba zapomniał języka w gębie, a okazało się zresztą, że łączy ich o wiele więcej spraw, to aż zakrawało o niemożliwość. Muzyka, filmy. Kluby piłkarskie! Boże, zaczynał się jej bać.

Łapał się coraz częściej na myśleniu o niej. Weszła bez pukania w jego umysł, omiotła ciekawskim spojrzeniem wszystkie jego zakamarki - i zajęła sobie weń honorowe miejsce, gdzie przesiadywała całymi nocami. Podążał za nią głodnym wzrokiem, uciekała. Ale zawsze wracała, wybudzając ciągle od nowa te same fantazje.


Albo zapamiętał chwilę, ulotną jak małe piórko na tle nieba, a wypełnioną tyloma skrywanymi uczuciami. Milczącą, a jednak pełną słów. Jak modlitwa.
Przyszedł do niej, po coś tam. Ten szczegół akurat zamazał się w jego pamięci, ale resztę pamiętał z niespotykaną drobiazgowością. Tak ostro, jakby ktoś zrobił zbliżenie na ten jeden kadr i zatrzymał na długo, na całe lata świetlne.
Burza. Pamiętał błyskawice, rozdzierające niebo połyskliwymi strumieniami białego światła. W jednej chwili wszystko zamierało, gdy cieniutkie żyłki wdzierały się głęboko w grafit chmur, rozgałęziając się w nieskończoność. I ciszę, którą wkrótce rozrywał w strzępy potężny grzmot. I strumienie deszczu, rozpaczliwie walące w bezbronne okna.
Pamiętał ciemność, która pochłonęła wszystko, gdy wyłączono prąd. I przerażenie w jej oczach, lśniących pośród czerni jak dwa świetliki.

- Boisz się ciemności, Ludmiła?
- Nie.

I dłonie, chwytające się jego bluzy. Ciepło, delikatne ciepło jej rąk.

- Ale wolałabym, żebyś został.

Wtulona w niego zdawała się spać, ale jej kompletny bezruch wskazywał raczej na największe skupienie. Z policzkiem przyciśniętym do jego piersi najwyraźniej wsłuchiwała się w bicie serca, którego regularny odgłos mógł mieć jakieś tam właściwości uspokajające. Przesypywał między palcami jej włosy, upajając się ich zapachem. Co jakiś czas błyskało się i oboje liczyli w skupieniu: raz, dwa, trzy... Zawieszeni w tym mroku, dryfowali gdzieś w przestrzeni nieskończonej ciszy między jednym grzmotem a drugim, te zaś stawały się coraz rzadsze. Deszcz osłabł, jakby opadając z sił po długich godzinach. Burza oddaliła się wreszcie, za oknami pojaśniało. W końcu i prąd wrócił, a światło żyrandoli i lamp zalało cały dom, oślepiając ich na krótki moment.
I potem... W sumie nie pamiętał, co było dalej. Jakiś diabeł wyrywał jednym szarpnięciem wciąż bijące serce tych chwil i podkładał mu teraz przed oczy, tętniące rozpaczliwie i krwawo, żeby zobaczył samo centrum - nic więcej. Sam ogólny zarys z tymi tajemniczymi szczegółami. Środek historii, bez początku i końca.

Gdyby tak poskładać te chwile, te wszystkie kradzione minuty. Wyciągnąć z nich cały sens, zebrać w jeden obraz - czy powstałoby coś, co miałoby jakąkolwiek przyszłość?



A teraz biegł, mijając rozmazane smugi drzew i domów, podczas gdy ciemność spadała na nie jak kurtyna. Latarnie rozsiewały złotawą, niepewną poświatę, rysując ostre cienie samochodów i przechodniów, których o tej porze było tu całkiem sporo. Nie brakło i dziewczyny w zielonkawej sukience szarpanej wiatrem, z burzą jasnych, falujących włosów. Maszerując chodnikiem sprawiała wrażenie tak wściekłej, że gdyby nie wierzył w swoją siłę, zwyczajnie bałby się do niej podejść.
Złapał ją za ramię - podskoczyła, oglądając się zaskoczona, ale zaraz odwróciła się z powrotem w kierunku marszu.
- Ludmiła - rzucił mimo to, dorównując jej kroku bez problemu. Miała obcasy, nawet największy gniew nie potrafiłby pozwolić jej mu uciec. - Hej, posłuchaj. To nie tak, jak...
- Błagam cię! - Uniosła dłoń, śmiejąc się z tak dużą dozą histerii, że aż czyniło ją to niepodobną do siebie. - Tylko nie mów "To nie tak, jak myślisz".
- Brzmi jak w kiepskiej telenoweli? To prawda. - Zdał sobie z tego sprawę już wcześniej. - Ale musisz pozwolić mi wytłumaczyć, że...
- Niczego nie muszę, od tego zacznijmy! - parsknęła pogardliwie, nawet na niego nie patrząc. - Już daruj sobie, dobrze?
- Naprawdę to przedstawia się całkiem inaczej...
- Wiem, jak się przedstawia! - syknęła. - Nie rób ze mnie tępej blondynki, której wciśniesz każdy kit łącznie z teorią, że Ziemia jest płaska.
- Daj mi powiedzieć, do cholery! - Zaczynało go to irytować coraz bardziej.
- W cholerę to ty idź - brzmiała odpowiedź.
Są jakieś granice.
- Stop.
Wyprzedził ją i zagrodził jej drogę, odrzucając słowa, których nie potrafił dobrać. Przyciągnął ją do siebie, zamykając w zbyt ścisłym uścisku, by mogła się wywinąć. Mimo to szarpnęła się raz, drugi. W jej zwężonych źrenicach, drgnieniu szczęki, w każdym ruchu - rysowała się złość, na którą lekarstwem mógł być tylko spokój.

A jeden przecież był tylko język, który rozumieli oboje bez zbędnych tłumaczeń, wiedział o tym. Więc nie próbował dłużej powstrzymywać jej siłą, po prostu ją pocałował. Nie bawiąc się w żadne dodatkowe gierki, tylko od razu dając upust palącemu pragnieniu, które płynęło w żyłach razem z krwią, pulsując jak uśpiony wulkan. W jednej chwili pozbył się resztek oporów, a ten wyrafinowany narkotyk rozszedł się błyskawicznie, wżerając się zachłannie w ściany naczyń krwionośnych, trawiąc je od środka i wybuchając wściekle, raz za razem.
Pod wargami wyczuł opór, lodowatą barierę. Poluzował chwyt, z czułością gładząc drobne ciało, wyrywające mu się jak schwycony w klatkę ptak. Porwał jej niechętne dłonie i położył na swojej piersi, przebiegł palcami po gołych ramionach, czując jak w jednej chwili pokrywają się gęsią skórką. Zatrzymał ręce w jej włosach, szarpnął, odchylił jej głowę, rozchylił usta ustami. Jęknęła bezgłośnie, gdy ich języki się zetknęły.
Fascynowało go zawsze, jak wiele doznań dobiega naraz, zderzając się ze sobą, każde tak samo intensywne. I gorąco jej ciała, przylegającego do jego tak ściśle, jak spajają się dwa kawałki szkła, połączone kroplą wody. I paznokcie, przebijające przez materiał, dłonie, zaciskające się z całych sił. I delikatna skóra na jej skroniach, płonąca pod jego palcami. I to, jak wreszcie walka zamienia się w uległość.

I choć nie było tu nic nieznanego, choć znali i rozumieli to doskonale - to przecież każdy kolejny pocałunek był nowy. Pierwszy, ten z przedstawienia, smakował nieodkrytym lądem. Był zdziwieniem - zamazanym jeszcze skrawkiem nieba w niewprawnych dłoniach. Drugi stał się punktem zapalnym, starciem żywiołów, a zarazem - chwilą zapomnienia, czystego jak woda i słodkiego jak krew.
A ten - ten był pełen żalu, ale i błagania - to przecież on błagał. O wysłuchanie. O zrozumienie. Błagał, żeby została na dłużej, bo dotarło do niego, jaki pusty byłby świat, jego świat - bez niej.
A jednocześnie, namiętny jak nigdy, aż skrzył się od gwałtownego pożądania, drzemiącego głęboko w nich i budzącego się teraz, właśnie teraz. Mimo grozy nocy, otulającej ich zewsząd ciemnym płaszczem, mimo natrętnych świateł reflektorów, omiatających ich co jakiś czas oślepiającymi promieniami. Któreś z aut nawet zatrąbiło, mijając ich, stojących na poboczu, ale nie zwrócili na to uwagi.
Wreszcie jednak umknęła jego rękom i cofnęła się chwiejnie. Oczy jej płonęły, nie potrafiła przez chwilę jeszcze dobyć głosu.
- Ją też tak całujesz? - spytała sucho, gdy odzyskała oddech. Uśmiechnął się mimo woli.
- Nie. Ona mnie w ogóle nie pociąga. A już na pewno nie tak, jak ty.
- Kłamstwo przychodzi ci strasznie łatwo, wiesz? - syknęła, pocierając rękami ramiona. - Myślałam, że zasługuję na prawdę... że chociaż na to cię stać.
- Usłyszysz prawdę, jeśli dasz mi dojść do słowa! - wybuchnął, tracąc cierpliwość.
- Nie wmówisz mi, że nie ma nic między wami.
- Nie, bo to nieprawda. Coś jest, ale całkiem innego, niż ci się wydaje. To zbyt skomplikowane, nie rozumiesz.
- To mi wyjaśnij! - warknęła, mierząc go lodowatym wzrokiem. - Ale wysil się na szczerość, bo inaczej nie mam zamiaru nawet tego słuchać.
- Ale wysłuchasz, jasne? - Złapał ją za ramię, dodając te słowa trochę ostrzej niż zamierzał. - Powiem ci wszystko, co do słowa. Ale pozwól mi mówić, Ludmiła. Nie przerywaj, nie unoś się. Potem możesz mnie znienawidzić, ale najpierw posłuchaj. Proszę - dodał już łagodniej. - Nie chcę niedomówień, chociaż prawda nie jest ani przyjemna, ani szczególnie ciekawa. Bardziej bolesna.
- Dobrze. - Założyła ręce na piersi, wciąż wpatrując się w niego z chłodnym dystansem. - Postaram się zrozumieć, ale jeśli choć jedno słowo będzie nieprawdą...
- Ostatni raz mi zaufaj.
- Ostatni. Bez żadnej taryfy ulgowej.


                                                                                                                     ***


Chrapał, wciągając ze świstem powietrze raz po raz, a w niej wzrastała delikatna irytacja.
Gdyby go szturchnęła, przestałby. Naprawdę potrzebowała silnej woli, całej jej masy, żeby tego nie zrobić.
To by mogło zniweczyć wszystko już w zarodku.

Przejechała dłonią po pustych wieszakach, zdejmując ostatnią, przeoczoną sukienkę. Wygładziła ją w skupieniu, złożyła w mgnieniu oka i dorzuciła do reszty, dociskając wieko walizki i zasuwając z cichym zgrzytem zameczek. Wyprostowała się, przebiegając czujnym wzrokiem po zakamarkach pokoju. Wszystko, chyba. W biblioteczce świeciły dziury po jej książkach. Odszukała je bez trudu dzięki miękkim, kolorowym okładkom, które tak strasznie się zawsze kłóciły z ciemnymi obwolutami klasycznych powieści, prawdziwych cegieł, które bała się otworzyć, jakby miały zza nich lada moment wylecieć nietoperze. Dostojewski, Dickens, Kafka, Tołstoj. Jedynym wyjątkiem, groteskowym wręcz, było tam "Przeminęło z wiatrem", wciśnięte wstydliwie w samym rogu. Nikt nie wiedział, nawet Violetta, że on lubi wracać cyklicznie do tej powieści, za każdym razem wzruszając się tak samo. Odkryła to przez przypadek, nie dzieląc się tą rewelacją z nikim, natomiast dobudowując sobie do tego osobista teorię, jakoby pod poważną powłoką szanownego inżyniera kryła się jedna, jedyna wrażliwa struna, którą potrącić umieli nieliczni. Wróć - umiały. Maria ją znała, zapewne. To musiała być święta kobieta, żeby wytrzymywać z nim tak na co dzień, przez te lata...
Starła kurz z ramki jakiegoś zdjęcia, przyglądając się twarzy, którą poznała na pamięć. Niemal jak dobrą znajomą. I znała jej charakter, po dziecinnemu naiwny i jednocześnie pełen dziwnej mądrości.
Ale nie chciałaby jej spotkać, tak twarzą w twarz.

Jeszcze raz, ostatni raz, wyjrzała przez okno, przez które widać było zawsze tak pięknie te ostatnie sekundy tuż przed wschodem słońca, gdy niebo tonęło jeszcze w szarości, ale już jasne pająki pierwszych promieni wspinały się po ciemnych dachach, obramowując je złotem na samiutkich brzegach dachówek.
Teraz jednak brakowało kilku godzin do tego momentu, a dla samej chwili zachwytu nie mogła czekać, pożegnała więc tylko niezmącony, bezgwiezdny zmrok - i odwróciła się od okna.


Esmeralda nie była złą kobietą. Przez lata wykształciła w sobie określone wyobrażenie o ludziach i świecie, nie zmieniała go już później, tylko systematycznie ulepszała o wciąż nowe doświadczenia. German był jednym z nich - zaledwie. Był jak książka, po przeczytaniu której niemal oddycha się z ulgą, odkładając ją na półkę i podświadomie wiedząc już, że nawet nie warto do niej wracać po raz drugi.
Nie mogła mu zarzucić w zasadzie nic. I właśnie dlatego za nic w świecie by się w nim nie zakochała.
Był czuły, jeśli chciał. Umiał być zabawny, umiał ująć niektórymi zachowaniami. Ale i on, w gruncie rzeczy, był dzieciakiem.
A ta gra przeciągnęła się o parę rund za długo.

Postawiła walizkę na sztorc, wysuwając jej uchwyt. Przez chwilę jeszcze trwała w zastanowieniu, spoglądając na Germana. Spał - jak to on - rozwalając się niczym pan i władca, z szeroko rozłożonymi ramionami, ze spokojem w twarzy i nieruchomymi powiekami. Nic nigdy mu się nie śniło. Mówił jej.
Skrzywiła się, wreszcie szybkim, niewiele znaczącym ruchem schyliła się i musnęła policzek mężczyzny.
Nie będzie tęsknił.

Wyszła.

Jeszcze wyjęła telefon, uśmiechając się bezwiednie. Wystukała numer, posłuchała sygnału. Środek nocy, niech się pofatyguje. Korona jej z głowy nie spadnie.
- Słucham? - wypowiedziane nieprzytomnym tonem.
- Znikam. Możesz wracać, z powrotem wziąć to, co twoje. Nie zależy mi.
- Co?
- Możesz go sobie wziąć, tyle. Jeśli jeszcze chcesz, a chcesz na pewno - powtórzyła jak automat, rozłączając się jeszcze przed jakąś odpowiedzią. W sumie... Miała to gdzieś. I tak wróci, prędzej czy później. Jej to już w zupełności obojętne.
Zamknęła drzwi najciszej, jak się dało. I zniknęła z ich życia równie szybko, jak się w nim pojawiła.


                                                                                                                            ***


Jakiś hałas, składający się w dużej mierze z dźwięku przewracających się instrumentów, sugerował aż nadto wyraźnie sprawcę zamieszania. Nikogo nie było w pobliżu, więc zdecydowała się sama na upewnienie się, czy Beto nie zrobił sobie krzywdy. Nim zdążyła dobiec do drzwi sali - otwarły się same z rozmachem, a profesor wypadł przez nie ze zdezorientowaną miną  i przekrzywionymi okularami.
- Wio... wie... Wiolo...
- Violetta - podsunęła mu litościwie.
- Violetta! - wykrzyknął, wyciągając w jej stronę dzierżony w ręku smyczek. - Nie Violetta - zmitygował się sam, drapiąc się po głowie. - Wiolonczela. Wio-wiolonczela mi się przewróciła. I-i jest trochę nieporządku... Mogłabyś mi pomóc, bo mam przerwę? - I nie czekając na odpowiedź wcisnął jej w ręce kanapkę, przetarł okulary, wziął kanapkę z powrotem, wskazał smyczkiem na drzwi do swojej sali - i już go nie było.

Zajrzała przez drzwi i aż jęknęła na widok tego bałaganu, bo artysta przeszedł sam siebie tym razem. Instrumenty, zgodnie z zasadą reakcji łańcuchowej, posypały się jak kostki domina, przewracając się kolejno. Zerkając na zegarek doszła do wniosku, że znowu niepotrzebnie się tu pchała. Miała raptem dziesięć minut, bo głupio tak to zostawić, a na lekcję z Angie też nie powinna się spóźniać. Oczywiście ta nie powiedziałaby jej złego słowa, ale to było dosyć nie fair w stosunku do innych. Jeszcze niepotrzebnych oskarżeń o nepotyzm jej brakowało.
Wzięła się więc do ustawiania, myślami błądząc gdzieś daleko, jak zwykle. Poniedziałek nadbiegł zbyt szybko po tej sobocie, a nie miała jakoś chwili, by zrobić porządek z chaosem w swojej głowie. Ten widok przedstawiałby się teraz o wiele gorzej niż tych nieszczęsnych gitar i skrzypiec. Pytania bez odpowiedzi nawarstwiały się dzień po dniu, czyniąc zamęt. Chciałaby raz na zawsze znaleźć złoty klucz, który pozwoliłby zostawić wątpliwości za sobą i stanąć na pewnym gruncie.
Zatopiona w myślach, musiała wreszcie zahaczyć rękawem o jakąś klamkę, uchwyt, inny wihajster?... Dość, że poczuła nagłe szarpnięcie i akurat trzymany przedmiot uciekł jej z rąk, a ziemia - spod nóg.
No nie, znowu?,  przemknęło jej przez myśl ze złością. O jej upadkach można by nakręcić film, przeklinała się za niezdarność coraz częściej.
Muśnięcie ciepła przerwało jej wszystkie myśli, gdy uczuła zagadkowo znajomy dotyk, a wszystko momentalnie zwolniło. I zaraz przyspieszyło z powrotem. Leżała na podłodze, tylko że nie sama.
- O Boże, przepraszam. Wyszedłem z wprawy. - León krzywił się, pocierając łokieć i bezskutecznie usiłując się podnieść. Dźwignęła się na kolana z trudem i natrafiła wzrokiem na rzucone na progu kule. I nagle dotarł do niej cały komizm sytuacji, bo parsknęła śmiechem i nie umiała już przestać, zwłaszcza z nim, wtórującym jej tuż obok.
- Nic ci nie jest? - wymamrotała wreszcie, gdy oboje względnie się uspokoili.
- Chyba nie, ale to ja powinienem o to zapytać ciebie. - Syknął, unosząc się z pozycji półleżącej do siadu i próbując wyprostować nogę. Mimo wszystko z jego twarzy nie znikał uśmiech.
- Raz możemy zamienić się rolami - rzuciła, wstając i podając mu rękę.
- Romeo nie może być kulawy. - Wsparł się na kulach i pokręcił ze zrezygnowaniem głową. - Następnym razem mnie uprzedź, to znajdę sobie jakiegoś pomocnika do łapania.
- Będzie następny raz?
Oboje umilkli, patrząc na siebie z nagłą powagą.
- Co się z nami stało? - spytał wreszcie, próbując odnaleźć odpowiedź w jej oczach. Spuściła głowę.
- Też chciałabym to wiedzieć.
Jakaś mucha z rozpaczliwym brzęczeniem tłukła się o okno, szukając wyjścia. I choć uchylone skrzydło okienne zapraszało ją w stronę nieograniczonego nieba, ona wciąż uderzała w szkło. Szyba była jedynym, co widziała - chłodną, przezroczystą barierą, kreślącą wszystkie nadzieje.
Nawet jeśli z daleka widać było najprostsze rozwiązanie.

Trudno jest zrozumieć. Trudniej - wypowiedzieć to na głos. Najtrudniej - uwierzyć w te własne słowa.

- Źle nam osobno - zwerbalizował wreszcie myśli obojga, nie odrywając oczu od okna.
- Razem też było źle - szepnęła, już do swoich rąk, zaplecionych kurczowo.
- Tak, ale wtedy... Wtedy szczęście nie było takie nierealne, jak teraz.
- Nie jesteś szczęśliwy? - Podniosła wzrok, głębie tęczówek zasnuły się pajęczyną pytań.

Mucha wciąż się tłukła w tym dziwnym amoku.

- A ty? - odbił wreszcie bezmyślnie jej pytanie, nie znajdując na nie odpowiedzi. Miał do dyspozycji tylko dwa trzyliterowe słowa - dwie zdradliwe otchłanie bez dna. Dwie opcje, z których żadna nie spełniała ani realiów, ani oczekiwań.

Brzdęk, brzdęk - o szybę. Głucha rozpacz.

- Czemu tak jest? - wydarło jej się z gardła; zacisnęła pięści, przytykając je do piersi - jakby chciała powstrzymać serce, wyrywające się gdzieś w dal, szalejące w klatce żeber jak pies na zbyt krótkiej smyczy. - Czemu musimy się tak męczyć? Po co?
- Dałbym wiele, żeby się tego dowiedzieć.
Wszystko, nawet wszystko.

- Jeszcze raz - głos jej się złamał. - Jeszcze raz, możemy zaryzykować. - Powiedziała to, choć była pewna, że nie przejdzie jej to przez gardło.
- Przegramy. - Nie spytał, stwierdził. - Możemy przegrać.
- Ale możemy też wygrać.
- A Diego? - spytał bezbarwnym tonem. - Co z nim?
- Nic. Nic. Proszę, uwierz mi! - niemal krzyknęła, podchodząc bliżej - stając tuż przed nim. - León...
- Co ci mam powiedzieć? - wzruszył ramionami. - Co mam zrobić? Zapomnieć?
- A potrafisz? - szepnęła żarliwie, z gorączkową nadzieją.
- Nie. Przepraszam, ale nie umiem. Jestem głupcem, jestem kretynem, jestem cholernym idiotą - ale nie umiem. Umiem wybaczyć, tak. Ale nie zapomnieć.
- Dlaczego mi to robisz? - Odsunęła się o krok, patrząc na niego z bezsilnym żalem w oczach. - I już nigdy?...
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. - Wyszedł, odwracając twarz.

A mucha znalazła wyjście - zabrzęczała radośnie już na wolności; zapadła cisza.

Uśmiechnęła się przez łzy.
Jeszcze znajdziemy szczęście. Kiedyś - na pewno.

________________________________________________________________________

No i tak. Jest ktoś, kto nie lubi Diemiły? Jeśli tak, to... to ma poważny problem, bo akurat świetnie mi się o nich pisze, więc raczej nie przestanę tego robić. ;)
Właśnie. Zapomniałam ostatnio o pewnej sprawie. Pary. Nie pytajcie mnie o nie, proszę was bardzo. To element fabuły, jaki jest sens zdradzania ich od początku? Oczywiście mogę wam coś obiecać. Naxi, tak. (Przepraszam, Natalko.) Jeszcze Marcescę i... Pablangie? Wiem, że to nikogo nie satysfakcjonuje, ale okej. Pamiętajcie tylko, że to nie telenowela i nie każdy wątek musi skończyć się szczęśliwie. A pozostałe pary... Nawet jeśli wydają się dosyć oczywiste - to na pewno co najmniej jedna was zaskoczy. Chyba.

Jak piszę mało, to Hania się martwi o mnie. No to w ramach dobrego humoru mogę trochę ponarzekać, nie czytajcie tego. Wygrałam konkurs z polskiego. Wojewódzki. Dla maturzystów. Wiecie, co mi obiecali? Indeks na studia polonistyczne. Co dostałam w rezultacie? Stosik książek. Tak, zawsze chciałam przeczytać takie pozycje jak "Literackie zmierzchy dziewiętnastowieczności" i "Polskie intensyfikatory leksykalne na tle wyrażeń gradacyjnych". Chyba powinnam skoczyć z mostu czy coś. Pieprzę to. Idę na medycynę, niech się wypchają.

Aha, kocham was. Pod ostatnim rozdziałem przeszliście samych siebie pod względem ilości komentarzy i plusów. Serio. Nie zasługuję na was.

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy kiedykolwiek wyjdę z Twojego bloga bez rozdziawionej buzi i miliona refleksji, ich najwięcej.
      Boże, miałam nie użalać się nad sobą. To nie będę.

      Leonetta. Ja ich teraz naprawdę tak nie lubię, a mimo to scena tutaj była prześliczna. Szczególnie ostatnie zdanie. Bo niby się kochają, a jednak ranią siebie nawzajem, ponieważ chyba żadne z nich jeszcze nie dorosło. Taka dziecięca, naiwna miłość, a jednak – właśnie, miłość. Teraz pytanie, jak to wszystko poukładać tak, żeby nikt nie ucierpiał.

      Wszyscy kochają Diemiłę, a jak nie, to problem, oni są cudowni. Umieją siebie okiełznać, poza tym – tak naprawdę wcale się nie zmieniają. Charakter pozostanie charakterem, więc zamiast go na siłę zmieniać należy szukać akceptacji w tym samym żywiole. A oni siebie tak dobrze rozumieją, jak dżem truskawkowy mnie. No ludzie, ja ich chcę!

      Co do piosenek, w tych aktualnych jest pełno kiczu i właściwie w teledyskach szpanuje się tylko kasą i przepychem, słowa, prawdziwość utworu się już nie liczą, byleby oprawa ładna. A to teledysk miał być tłem, nie słowa, prawda? Dlatego stara muzyka ma magię, bo była muzyką, a nie czymś, co hańbi się tym mianem.

      Jednak mi żal Federico. Emocje opadły, pogodziłam się z straszną prawdą, jestem dzielna. Prawda, miłość nie wybiera, akurat los postanowił trochę się z niego pośmiać. Ale niekoniecznie źle się to skończy, bo tym samym okoliczności pchają go na Lenkę, która ze swoim osobliwym urokiem może zabrać go gdzie indziej. A że wszystko rozchodzi się o miłość, może być to fragmentem nowego bożego planu. Czyli jednak każdy coś dostaje. Pytanie, jakie będzie zakończenie…

      I emocje Naty, tak subtelnie wplecione w to wszystko. Jak bezbarwny motyl, pozbawiona szczęścia, znowu błądzi po niczym. Wystarczy rozmowa, jakiś gest – ale to nie jest takie proste, dla innych nieosiągalne. Ludzie mają różne podejścia i różne obawy. Tyle rzeczy się komplikuje i teraz naprawdę trzeba coś zrobić, by nie przeciąć tego uczucia, tej miłości – na zawsze.
      Ale chyba się nie da…?

      No i murzyn oberwał. Jeszcze pomyśli, że Lena jest rasistką czy co… Jestem podła, przepraszam. Kochamy Brodueya muaa.

      Pablangie, Marcersca, Naxi – Boże, będę latać. Najpiękniejsze pary, jakie mogli wymyślić scenarzyści od romantycznych rozstań i powrotów Leonetty. Ężi ma być z Pablo, żaden German. Swoją drogą, mam wrażenie, że mu ostatecznie wybaczyła, ale… W sumie ta niedojrzałość jest genetyczna” German, Violka – w rodzinie siła. Tak czy siak, na Angie wciąż wiernie czeka Pablo, który mimo wszystko ją kocha, miłością najpiękniejszą na świecie.
      Mimo wszystko – tak się kocha.

      Po raz 489380089798765456789965432248 powiem, że jesteś niepowtarzalna. Epitety, porównania, metafory… To tylko fenomenalna część tego wszystkiego. Bez ani jednej skazy. Ech, ty nie umiesz niczego psuć. Nie dziwię się, że wygrałaś skoro jesteś mistrzem w swojej dziedzinie. Zbuduje Twój pomnik z piasku, bo innych materiałów nie mam, słaby budżet no.

      Te wartościowe nagrody. Nie martw się, za wygraną w regionalnym dostałam bidon. Echem, wciąż czuje się upokorzona. Bidon oddałam. Nie będę się hańbić.

      Swoją drogą, lepsze takie megainsteresującesuper książki i bidon, niż „Simplemente Tini”. Jeszcze mnie uszy bolą po wczorajszym.

      Nie idziesz na medycynę, masz pisać. Jak w najbliższym czasie nie zobaczę na półkach chociaż jednej Twojej książki, wybiorę się do paru wydawnictw i bidon pójdzie w ruch (odzyskam go, wszystko dla literatury).

      Tak więc życzę Ci fajniejszych nagród, dużo weny i więcej miłości czytelników, która chyba już sięgnęła ponad miarę. Zawsze będziesz w gronie tych najlepszych, na najwyższych pozycjach, bo grzechem umieszczać Cię niżej. A ja cały czas będę Cię podziwiać, bo Twój styl zachwyca mnie bardziej niż lodówka po północy – a ja tak kocham ją odwiedzać w godzinach nocnych.

      Kocham, podziwiam – zawsze.

      Usuń
  2. Niebawem tu powrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zacznę od twojej wypowiedzi pod rozdziałem?
      Osobiście bardzo podoba mi się połączenie Ludmiła - Diego.
      Muszę przyznać, że lubię czytać o tej dwójce. Idealnie się dopełniają.
      Obiecujesz nam Naxi, Marcescę i Pablangie? Wszystkie te pary darzę niezwykłą sympatią, więc cieszę się z takiego finału, naprawdę.
      Wygrałaś konkurs? Nie dziwi mnie to. Z twoim talentem literackim możesz zdziałać cuda.
      Ty na nas nie zasługujesz? Nie kłam, proszę. Nie dość, że jesteś bezbłędną pisarką, to jeszcze niezwykle sympatyczną dziewczyną, która powinna bardziej siebie doceniać.

      Pierwszy fragment.
      Postać Leny zawsze lubiłam. W tym wydaniu również mnie urzeka.
      Widać, że bardzo zależy jej na szczęściu starszej siostry. To jest coś pięknego!

      Ludmiła natomiast jest idealna w każdym - dosłownie - wydaniu.
      Nie potrafię sobie wyobrazić jej zachowanie w trzecim sezonie.
      Nasza kochana SuperNova ma przyjaźnić się z Violką?

      Kocham twój styl pisania. Co mogę dodać? Jesteś świetna, idealna, perfekcyjna. ♥
      Dziękuję, że mogę czytać twoje historie.

      Usuń
  3. To ja też zajmę xD
    (Chyba umarłam <3)
    Ale i tak wrócę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Tears,
      nie wiem, naprawdę nie mam zielonego pojęcia od czego powinnam zacząć. Może od początku? ;D Tytuł. Jedno, krótkie, zwyczajne słowo - zostań. A jednak w pewnym sensie idealnie pasuje do każdego z przedstawionych nam tutaj fragmentów. To niezwykłe. Ale Ty umiesz wszystko, już do tego przywykłam. To przecież żadna nowość.
      Pierwszy fragment. Lena. Matko, uwielbiam ją! ;D Już w serialu ta mała blondynka zdobyła moją ogromną sympatię. Zawsze żałowałam, że było jej tak mało. Na szczęście znam wiele wspaniałych blogów, na których nie jest ona pominięta. W tym Twój. To dobrze. A poza tym, u Ciebie ona jest genialna! ;D Jest bardzo energiczna, impulsywna. Robi i mówi to, co myśli. Ubarwia każdy rozdział. Tutaj pokazała pazurki, swoją bardziej wybuchową i niecierpliwą wersję. Ale ja nie mam nic przeciwko. Absolutnie! ;D Uwielbiam ją taką.

      Serce nie sługa. To wiadomo od dawna. Szkoda trochę Federico. Miłość nie wybiera. Teraz on będzie pewnie trochę cierpiał. No, ale może tak właśnie miało być? W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny, prawda? Może to wszystko musiało się zdarzyć żeby on mógł dostrzec, że osoba, z którą może być szczęśliwy jest tuż obok niego? Taka na przykład Lena. Pasowaliby do siebie xD Nawiasem mówiąc uwelbiam tę parkę od dawna. A największą zasługę w polubieniu ich przeze mnie miała Sara i Edyta. U Ciebie na pewno też bym ich pokochała ;D
      Broadway dostał! XD Jak już mówiłam - Lena jest świetna.

      Diemiła. Kolejny nowy/ stary paring, który ostatnim czasem bardzo polubiłam. Również głównie za sprawą pani E. (Ludzie, jaki ona ma na mnie wpływ! XD) A u Ciebie pokochałam ich jeszcze bardziej. Pasują do siebie idealnie. Dwa silne charaktery, które tylko nawzajem są w stanie się okiełznać. Połączył ich plan zemsty. Byli niby tylko przyjaciółmi, a przynajmniej tak myśleli. Ale w pewnym momencie wszystko się zmieniło - zrozumieli, że łączy ich więcej. Znacznie więcej. Ich scena była... śliczna? To chyba za mało powiedziane. Na pewno, za mało. Oni od bardzo dawna są dla siebie niezwykle ważni. Nawet nie zdają sobie z tego sprawy jak bardzo. Ale łączy ich coś naprawdę niepowtarzalnego, wyjątkowego.

      Jeśli chodzi o piosenki, to widzę, że nie tylko ja zauważyłam, że teraz nie są one takie jakie powinny być, jak dawniej. Mam dokładnie tak samo. Czasem wpadnie mi do ucha coś nowego. Zwykle słucham tych starych, a dobrych kawałków. Kiedy muzyka naprawdę była muzyką.
      A, zapomniałam! Mądra inaczej ja. Cudownie, w niewielkiej dawce, ale jednak, wplotłaś do wcześniejszego fragmentu uczucia Naty. To jak się zmieniła. Cudownie <3
      Esmeralda. Pojawiła się w ich życiu nagle i równie nagle zniknęła z niego. Wcześniej jednak namieszała i to bardzo. Spodobało mi się, że opisałaś zwracanie przez nią uwagi na rzeczy z pozoru nieistotne. (W ogóle jest w tym blogu coś, co choć trochę mi się nie podoba? Nie sądzę xD)

      Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam. I na koniec Leonetta. Osobiście wciąż kocham tą parę. Może to być głupie, ale oni i tak zawsze będą u mnie na pierwszym miejscu. No i ta ich scena tutaj... miód na moje serce. Niby się nie zeszli, prawie nic nie ruszyło w tym kierunku... a jednak jest lepiej. Pojawił się promyk nadziei, który zdawał się zgasnąć już bezpowrotnie. Oni wciąż się kochają. Ale będąc razem ranią się, jednak będąc osobno są jeszcze bardziej nieszczęśliwi. Cały ich fragment był przepiękny. Uśmiechałam się jak głupia do samego końca. I bezbłędny Beto xD

      Usuń
    2. Durny limit, wybacz ;_;
      Wracając...

      Mile mnie zaskoczyłaś tą muchą, serio. Ale to było takie porównanie do ich obecnej sytuacji. Bo droga - dla muchy na wolność - a dla nich do ich szczęścia jest tak naprawdę tuż obok nich. Tylko oni jej nie dostrzegają. Ale w końcu ją odnajdą. Odnajdą swoje szczęście, odnajdą siebie. Cały fragment był przepiękny, ale ostatnie zdanie to już w ogóle. Zresztą cała ta scena, to, że tym razem jej nie złapał. Ich rozmowa, którą genialnie przeprowadziłaś to było coś niesamowitego. Jesteś najlepsza, wiesz? <3

      Dobra, skończę juz tę moją bezsensowną paplaninę. Przepraszam za to coś u góry. To nie miało tak wyglądać. Zasługujesz na piękne, mądre i długie komentarze. Wybacz, że nie potrafiłam Ci takiego napisać. Ale po tym, co przeczytałam po prostu brak mi słów, wiesz? Wzbudziłaś we mnie - jak zwykle zresztą - ogrom emocji. Niewiele osób pisze tak cudownie, tak uczuciowo. Ty tak potrafisz. Zaliczasz się do tego zacnego, choć wąskiego grona. I jesteś w samej czołówce. Twój styl pisania jest wręcz nienaganny. A Ty masz ogromny talent, którego końca nie widać. Może po prostu dlatego, że go nie ma? Tak, to pewnie dlatego xD Masz prawdziwy dar do pisania. I rób to dalej, bo jesteś do tego stworzona, a ja dalej będę się zachwycać Twoim niezmierzonym geniuszem. I podziwiać owoce Twojej pracy, które są tak niebywale dopracowane. A jednak są również niezwykle lekkie i płynne. Czytanie ich to prawdziwa przyjemność. I zaszczyt dla mnie. Dziękuję za kolejny, fenomenalny rozdział! ♥ Weny, dużo weny, odpoczynku, nabrania sił i chęci oraz szybkiego powrotu do nas. Czekamy cierpliwie <3
      PS: mówiłam już, że masz śliczny szablon? Jeśli nie to mówię teraz! Jest piękny. A poza tym, ja kocham niebieski *.*
      PS.2: Na pewno będzie Pablangie, Naxi, Marcesca? Świetnie, uwielbiam te pary xD I jestem ciekawa co z resztą ;)) + co to za para, która nas zaskoczy? Jejku, tyle pytań bez odpowiedzi xD
      PS.3: wygrałaś konkurs wojewódzki? O.o Ty zdolniaro. Wiedziałam, od początku wiedziałam, że jesteś geniuszem! I co? Miałam rację! ;D
      Teraz już serio kończę xD Nie marnuję więcej Twojego cennego czasu.
      Ściskam mocno ;*
      T.

      Usuń
  4. Nowy wygląd widzę, jak tu ładnie się zrobiło!
    To znaczy, zawsze było ładnie, jak już Ci chyba kiedyś pisałam - tak klimatycznie i nastrojowo, a teraz jest zupełnie inaczej, co nie znaczy gorzej.
    Dalej widać specyfikę Twojej historii, oczywiście w jak najbardziej pozytywnym sensie, przynajmniej ja tak to odbieram.

    Pisałam Ci już też, że zawsze jak widzę że dodajesz rozdział momentalnie poprawia mi się nastrój, prawda?
    Tak też jest oczywiście tym razem, nie mogłam się już doczekać dalszej części fabuły i tu proszę, zabieram się za czytanie!

    Lenka jest genialna, wiem że się powtarzam ale nie mogłabym tego nie napisać, po prostu uwielbiam tą dziewczynę!
    Zawsze wiedziałam że twarda z niej dziewczyna i nie da sobie podskoczyć, a tu widzę że w kryzysowej sytuacji potrafi być nawet agresywna, haha :D
    Lena moim mistrzem! ♥
    Pilnuje starszej siostry i bardzo dobrze, przez chwilę Naty znikła jej z oczu i co się stało?
    Rzuciła się na Federico xD
    Na szczęście Lenka czuwa i ma już gotowy plan :D
    Pół godziny się na niego drze a ten jeszcze nie zrozumiał, no ileż można?
    Faceci są okropni :D
    Erotoman cholerny, haha, dobrze mu dogadała!
    Niech wie że z nią nie ma żartów, nie na każdego działa jego urok osobisty.

    Ludmiła i Diego, co ich połączyło?
    Wspólny plan przeciwko Violetcie.
    Ja tam się bardzo cieszę że będziesz pisać o tej parze, odkąd czytam bloga Eddie uwielbiam ich razem, są oryginalni, ciekawi, cieszę się że również u Ciebie będę mogła o nich czytać.
    Rozmowa w trakcie burzy, jejku, jacy oni są kochani! <3
    Ja tam uwielbiam deszcz i burzę, ona jednoczy ludzi! xD

    Ludmiła, nasza twrda Ludmiła a boi się burzy.
    Cóż, każdy ma jakieś słabe strony, prawda?
    Wolałaby, żeby został.
    I został, przy niej ale już chyba nie jako przyjaciel.
    Zdecydowanie jako ktoś więcej <3
    Ehh, wspominałam już, że ich kocham?
    Prawie tak bardzo jak Leonescę.
    Piękny ten cały fragment, są tacy... inny? Są naprawdę inni, oryginalni i naprawdę da się ich pokochać z miejsca.

    'Ją też tak całujesz?' - Nie, na pewno nie.
    Nie da się pocałować z uczuciem kogoś, kogo się nie kocha.
    A jemu nie zależy na żadnej innej, tylko na Ludmile.
    Znali się na wylot, dogadywali idealnie... Widać, że nie ma dla niego żadnej innej.

    Violetta a wiolonczela, haha, no w prawdzie mała różnica :D
    Biedna Violka xD
    Leonetta - źle im razem, źle im osobno.
    Wydaje mi się, że oboje powinni poszukać szczęścia gdzie indziej niż wciąż usilnie do siebie wracać, mam wrażenie że traktują się nawzajem jak koło ratunkowe.
    Diego zniknął z jej życia i dobrze - on ma Ludmiłę.
    A ona znów wraca do Leona...
    Ehh, Violka, Violka... xD

    Będzie Pablangie?
    Tą parę również bardzo lubię, Enszi jest przy nim jakaś taka... lepsza, mniej irytująca?
    Przy Germanku stawała się taka sama jak on czyli nie do zniesienia, a Pablo to już inna bajka.
    Naxi to oczywiście podstawa, a ta para która nas zaskoczy?
    Już się nie mogę doczekać! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Zuzka!
    Czekaj, ja tak zapytam: to oni Ci dali do tych książek ten indeks, czy po prostu go nie dali? I ksiażki zamiast? Co za gnoje pieprzone! Ja sobie z nimi pogadam, phi. Wgl. nie wiedziałam, że się wybierasz na medycynę, powoedzneia, moja droga, masz moje wsparcie. I Sebastiana. Jako idealna para wspieramy Cię w każdej Twojej decyzji (tu następuje dalsze nudzenie ode mnie).
    Oczywiście, jak to ty, nie mogłaś napisać niczego słabego, co pocieszyłoby takie anty-talenty, jak ja. Oczywiście, jak to ty, musiałaś nas zachwycić. No jak to ty. Żałosne. Piękne. Cudowne. Kocham Cię <3
    Lena jest porąbana. Zrobiłaś z niej wariatkę. Choleryka takiego, co by tylko się darł - o matko, jaka ona do mnie podobna, kocham Cię za to jeszcze bardziej. I ją też. Jest cudowna. Broduey biedny, pokrzywdzony, niech go ktoś pocieszy. Czy jest Camila gdzieś w pobliżu? Przepraaszam. A nie, ona ma perksuistę. Też bym wolała. Perkusiści są wybitni i cudowni. Oczywiście, nie tak jak Brodueye w "oczojebnych" rurkach, ale jednak. Przechodząc do rzeczy krzyki Lenki są świetne. Aż mi prawie Fede żal. PRAWIE. Tyle, że jak Natalia Maxiemu miłości nie wyzna to my wszyscy tu poumieramy. Ja pierwsza. Błagam, niech ktoś coś zrobi. Może, hm... Na przykład taka Zuzka? :D
    Diemiła. Zuzka, oni są niesamowici. Jak ogień i desz (Sara zaczyna śpiewać tę piosenkę Farny, chociaż nie miała takiego zamiaru) I ten pocałunek... Jak ty to robisz, że umiesz opisywać pocałunki, hmmm? Muszę to wiedzieć! (jak Tadzio, muahaha) CIekawam jest, co Diego powie Ludmi. Naprawdę całą prawdę? Wszystko? o.O Chyba by padła. My zreszą też, bo wszystkiego nam jeszcze nie wyjawiłaś. I ja na przyjład czekam tylko na moment w którym to zrobisz. Ale weź... Diego jest taaaki uroczy <3 no, że masakra po prostu. Ale nie, nie powinnam tak myśleć. Diego jest zły. bu. Beczmy. Wgl. Diemiłą jest cudowna, nie? Nie tylko u Ciebie (chociaż u Ciebie, zdolna siostro, to już wybitnie) Kto jest za zrobieniem jej w serialu? (Ja od razu wszystkie ręce i nogi do góry)
    Dobra. Idziem dalej. Esmeralda. No ja jej się nie dziwię, że przed Germanem zwiewa. Też bym zwiewała. Ale mimo to mam nadzieję, ze Enszi nie przypiegnie go pocieszać i, że nie rzuci się na niego, no bo SĄ jakieś granice jednak, prawda. Pan German - władca świata. Muahaha, zabawne. Porównanie go do książki ciekawe, aczkolwiek ja chyba nie pamiętam żadnej, którą rzuciłabym w kąt. Ewentualnie tuż po rozpoczęciu. Takiego chłamu sięnie kończy.
    Jak romantycznie. Leon nie zdążył złapać Violki. Wiesz kto by złapał? Tomas! On nigdy nie zawodzi, jest jak Perwol :D A Violka to Vanish - różowa siła (nie wiem, czy tak to się pisze, trudno) Weź, bo jak to czytałam to prawie podobała mi się Leonetta. Ale ostatkiem sił się powstrzymałam, powtarzając, że NIE MOGĘ ich lubić.
    Nie wyszło. Mucha jest bezbłędna :D
    A więc, Zuzanno, rozdział był cudowny. Niesamowity i wspaniały. Żizys, umrę, zazdroszczę, jesteś genialna. A ja nie umim komentować (piszę to od rana, żal xD) idę sobie, już nie męczę.
    Kocham Cię najbardziej :*
    Carmen E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast. Podłe ludzie.
      Wybacz, ale leżę i ryczę ze śmiechu. Miszczu ty. :D

      Usuń
    2. Z czego się śmiejesz? Z porównania Wajoletty do proszku do prania? :D

      Usuń
  6. Będzie krótko, i zapewne bez sensu, bo mam randkę z historią -.-
    Na początku to ci pogratuluję tej wygranej w konkursie ;) Etap wojewódzki to już nie jakieś przelewki, serio xD
    Rozdział był wspaniały ;)
    Chciałam cię przeprosić, że nie zawsze komentuję. Czytam każdy rozdział, ale nie zawsze znajduję czas by skomentować ;)
    Wspaniale piszesz, oddajesz emocje, i wgl wszystko ;)
    Czekam na kolejny rozdział <3333

    OdpowiedzUsuń
  7. Jedno słowo- Genialne.
    G E N I A L N E
    Zawsze, gdy czytam twoje rozdziały nasuwa mi się to jedno słowo...
    Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale moim zdaniem czytając to, co piszesz po prostu odlatuję do kompletnie innego świata... I powiem ci - będziesz najbardziej uzdolnionym pisarsko lekarzem w historii...
    Taa, wiem to, co piszę nie ma najmniejszego sensu, ale najważniejsze jest to, że twój rozdział jest niesamowity. Lenka z pazurkiem, Broduś, Leonetta i Diemiła.... Mrrr
    Pozdrawiam i całuję,
    M

    OdpowiedzUsuń
  8. Zuźka, kurde!
    Ciole przebrzydły, chusteczki się skończył - ja dalej wyję, pięknie. Nic nie widzę, gr.
    No ale, chryste, dla mnie? Dla takiego frajera? Nie, nie mogę ;__;
    Ogarnę się i wrócę, obiecuję ♥
    Kocham Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuzia, hej ♥
      dobra, wróciłam - wiem, długo mi to zajęło, ale cóż... sama rozumiesz, musiałam się ogarnąć i przestać płakać - nie, wyć wniebogłosy, to lepsze określenie. A poza tym - na majóweczkę trzeba było się wybrać ;3 Mam nadzieję, że się nie gniewasz. W ogóle miałam teraz odbyć seans Violetty (jak to brzmi, huehue) bo zapomniałam o 16, pozdro!, ale pff, wolę Ci coś napisać, w miarę sensownego - powiedźmy, żebyś nie musiała już dłużej czekać. I tak jestem ciołem, wiem - w końcu to cudo widnieje tu już od wczoraj, ale cóż, taki mam zapłon ;_; A Violetta sobie poczeka, oglądnę na internecie, też będzie. Zamiast tego wolę się pozachwycać i jeszcze sobie poryczeć - czyli, o!, jednak dalej płaczę, cudnie, bo (jestem masochistką? o.o nieee, w końcu wyję ze szczęścia, a to się samo wyklucza) to jest tak idealne, tak piękne i tak genialne, że... chyba zabraknie mi słów. I naprawdę sprawia mi to radość, wiesz? Co? Komentowanie czegoś takiego. Nawet nie radość, to sam zaszczyt! Móc czytać, podziwiać, dodać coś od siebie - chociaż maleńkie słóweczko. I ogólnie... opowiem Ci pewną historię, co? (w sumie, nie masz wyboru XD)
      Edzia siedzi sobie u cioci, zapowiada się zwykły dzień, a jednak... ptaszki śpiewają, drzewa szumią (muahahaha, jestem taka dziwna, wybacz), i wydaje się, że nie może być lepiej, że nic się nie zdarzy. A tu nagle... wchodzi sobie nasza bohaterka na bloggera, patrzy: "O!, Zuzia dodała rozdział". No to klika, czyta - dedykacja dla jakiejś Edyty, spoko, ma dziewczyna szczęścia, idzie dalej. I nagle: Jebut! Wraca, czyta kilka razy. I wyje. Jak krowa, aż się rodzina dziwnie patrzy :) Jak Ci się udało przez to przebrnąć i nie załamać psychicznie, to wiesz, że mówię o sobie ^^ Przecież mówienie o sobie w trzeciej osobie nie jest dziwne, gdzie tam! Podsumowując, ryczałam jak dziecko - ze szczęścia? Tak, ze wzruszenia? Tak, tak, z niedowierzania? To już na pewno, przez chwilę nic nie widziałam (to było straszne o.o) i zastanawiałam się wciąż czy chodzi o mnie. Bo chodzi, tak? Inaczej będzie wstyd. W sumie, jest możliwość, że znasz inną, jakąś fajną Edytę, która zasłużyła na dedykację, no bo ja... nie zasługuje ;.; Serio. Ale poudaje sobie, że może to o mnie. I podziękuje. Z całego serducha ♥ Dziękuje, dziękuje, dziękuje, dziękuje... I tu się pojawia szkopuł, bo za co? Za dedykację? Na pewno, ale nie tylko. Podziękuje Ci za wszystko, dosłownie - a jest tego całkiem sporo. Podziękuje, za cały trud, który włożyłaś w napisanie tego, za idealny rozdział, idealne słowa (za to w sumie powinnam dziękować zawsze), za te wszystkie wspaniałe komentarze, za wplatanie naszej ukochanej muzyki do twoich dzieł, za to, że wciąż piszesz, że dodajesz tak często, za to, że jesteś moim wzorem, za to, że Ci zazdroszczę, za przepiękną Diemiłę (moje serce zostało sklejone, jeeej!) - na której płakałam dwa razy bardziej, za ten ich cudowny pocałunek i za to, że za nią pobiegł (wyczuwam w tym jakiś swój wpływ ;>), za wrzeszczącą, ale kochaną Lenę, za Fedi'ego, którego jednak jest mi żal, za Leonettę, która mnie nie wkurza, za to, że na pewno będzie Naxi, Pablangie i Marcesca, za to, że nie wyjawiłaś wszystkich par, za tą całą tajemnicę, za wszystko, co robiłaś i wciąż robisz, za twój talent i za to, że JESTEŚ! DZIĘKUJE! ♥ No, podziękowań to by było na tyle, chociaż nie obiecuję, po drodze pewnie jeszcze nie raz, wkroczę na tę ścieżkę :)
      A teraz, po żmudnym początku, przez który nie wiem, czy przebrnęłaś (mam nadzieję :)) przejdę do samego rozdziału.

      Usuń
    2. Trzydziesty czwarty ♥ Myyym, nawet ta liczba taka piękna. A ten tytuł? Niby taki krótki, zwyczajny, a jednocześnie tak idealny, bo oddaje wszystko, co pojawiło się w tym rozdziale. WSZYSTKO! I jeszcze więcej, bo u Ciebie nic nie jest proste, podane na tacy - trzeba szukać, skupić się, pomyśleć, i to tak bardzo kocham, podziwiam, no po prostu - piszczę i... AAAAAAAA!, wrzeszczę :) Nie umiem inaczej, nie potrafię. Był tak piękny, dopracowany - do najmniejszego szczegółu, najdrobniejszej litery, każdej kropki - nawet one mnie zachwycają *O* I pewnie jakiś wpływ na ogólne odczucie miała ta dedykację - to takie wspaniałe uczucie! Serio, nawet nie wiem jak to opisać, ale nie tylko. Oczywiście, że nie. Bo tu nie chodzi o dedykację, tu chodzi o samo pisanie, o to, jak świetnie - nie, genialnie! Ci to wychodzi, o to wszystkie odczucia, które wywołujesz, każdą łzę. To wszystko jest takie prawdziwe, cała ta historia, ten klimat, przemawia do mnie, zakorzenia się gdzieś głęboko i naprawdę potrafię długo o tym myśleć, naprawdę długo...
      Zacznę od Leny, bo postanowiłam sobie, że pójdę po kolei - przynajmniej tego nie pomotam do granic możliwości, tak jak powyższą cześć, w każdym razie... chyba. Więc tak, kochana dzieweczka, taka wybuchowa i niemiła, jak chce, ale pomocna i troskliwa, gdy... też chce? A może to odruch, taki wrodzony? I wiesz, uwielbiam ją. Te jej detektywistyczne czy sadystyczne zapędy, też. W końcu wyrywać łapy chłopakom, to nie każdy chce. Ale hej, to Lenka, ona potrafi! I jest wyjątkowa, tylko niektórym oberwało się przypadkowo, peszek ;3 I zastanawia mnie czy w tym wszystkim, jest drugie dno? Czy chodzi tylko o Natalię, o jej szczęście? A może o Federico? Wkrótce na pewno rozwiejesz i tą tajemnicę :) I cóż, powiem szczerze, że szkoda mi chłopak - nie tylko z powodu rozzłoszczonej Leny suszącej mu głowę,a raczej z tego, iż zakochał się. Tak, niewłaściwie, ale jednak. Bo serce nie sługa, tak? I ta obojętność Natalii. Co się z nią stało? Czy to wpłynęło na nią tak bardzo, a może próbuje udawać silną? Wzrusza mnie to, jak Lena z pałającej chęcią mordu osoby, potrafi zamienić się w tę inną, która chce pomóc, która gada jak najęta, bo chce powiedzieć... za dużo? Chyba tak. "Zamknij się", czuję się... źle.
      Diemiła... aa, to jednak nie pójdę po kolei, akurat to - zostawię sobie na koniec, okej? :)
      Więc tak, Esmeralda. Weszła do ich życia, namieszała, tak - namieszała na potęgę, i stwierdziła, że tak po prostu odejdzie? Spakowała wszystko, każdą książkę, zastanawiając się nad - wydawało by się, nieistotnymi rzeczami, w trakcie. I odeszła, bez słowa - może jedynie Angie rzekła kilka słów (bo to była Angie, tak?) Tylko po co? To niczego nie zmieni, nie powinno w każdym razie - rany są zbyt głębokie i świeże. Dlaczego teraz Angie miałaby wrócić? Gra skończona, wielka miłość - też.
      I teraz, pam parapapam, czas na Leonettę! Która mi się spodobała. O wszystkie ludy tego świata, Edyta oszalała! To wszystko, przez twoje pisanie, a bo tak! Serio mówię. No... okej, przechodząc do sedna. Wspaniale to wszystko opisałaś, uśmiałam się czytając fragment z Beto (to śmieszny widok - płakać i śmiać się jednocześnie, serio) - on to zawsze taki nieporadny. A jeszcze bardziej uśmiałam się na tym upadku i świetnie przeprowadzonej akcji łapania. Pozazdrościć talentu. I wiesz, strasznie spodobało mi się ten zabieg z uwięzioną muchą - jakby porównanie do ich relacji. Są uwiezieni w tym całym niedomówieniu, nie wiedzą, co się z nimi stało, ale nie chcą wrócić, albo chcą? Ale czasem trudno zapomnieć, nieraz - najtrudniej. Jednak mucha znalazła wyjście, oni też znajdą? W sumie ja tam bym była szczęśliwa, bo wiesz, nic by nie stało na przeszkodzie moim aniołkom (wiesz o kim mówię), o których właśnie mam zamiar napisać litanie. Gotowa?

      Usuń
    3. (ale mi się dziwnie porozbijał ten komentarz)

      Diemiła. Moja kochana, urocza, niebezpieczna jak ogień, który ich jednoczy, jak tajemnice, które się ich trzymają - Diemiła. Znowu płaczę, tak. Lecę po chusteczki, ewentualnie po ręcznik papierowy, bo nie wiem jak tam z moim zapasem po wczorajszym dniu. Okej, wróciłam. I tak... hmmm, co ja Ci mogę powiedzieć? Że właśnie umarłam, i umieram za każdym razem, gdy to czytam? Bo ja już naprawdę nie wiem. Możesz się ze mnie śmiać, ale... oni są moim sercem, sama rozumiesz, pełno ich w moim życiu - "nieumyślnie" kupiłam nawet koszulkę, która mi się z nimi kojarzy. Oni są wszędzie! A to, jak o nich piszesz i że zamierzasz to robić (niech tylko ktoś spróbuje mieć coś przeciwko, pff), jest dla mnie najwspanialszym prezentem. Łuną światła, na tym łez padole! I cieszę się, że ten kretyn - największy, najgłupszy -.-, poszedł za nią, ba - pobiegł! Tak jak to sobie wyobrażałam *O* Nie! O niebo lepiej. Chyba jestem w kosmosie, dryfuję tu sobie, jest super. Nie schodzę, ani myślę ♥ Powiem Ci, że dzięki temu jest mniej... skretyniały? Ogólnie, zrehabilitował się, może mu znajdę ładniejszą ksywkę teraz :) I te wszystkie wspomnienia, to kino - to jak wiele ich łączy, ta burza, to, że przy niej został. W ogóle to było takie cudowne - ona taka silna, a jednak ma swoje fobie, coś co upodabnia ją do człowieka. Ryczę, nie wstaję. A ta ich kłótnia-niekłótnia, bo u nich nie wszystko jest proste, ale przez to jest cudowne. Bo wiesz, gdy spotykają się dwa tak potężne żywioły, tak podobne, a jednak różne, to katastrofa jest nieunikniona. I to "coś", o czym mówi Diego (wróciłam do jego imienia, jeeej!), chyba wszyscy wiedzą, co to jest. Nawet oni. A Ludmiła jest taka... jak to Ona, nie da sobie w kaszę dmuchać. Ale Diego mówi "Stop", i to było takie genialne, a potem ten pocałunek. Okej, Zuźka, umarłam. Ale dalej piszę, nie pytaj jak to możliwe, bo nie wiem, ale umarłam. Pisze sobie z grobu, fajnie, nie powiem. Możesz mi tak robić częściej :) Bo to było idealne - nie! to zbyt słabe słowo? A jest coś więcej niż ono? NADIDEALNE? Może być? Właśnie, to wymyśliłam, podoba mi się, będę sobie od teraz tak mówić ;> I jeszcze ta końcówka, że on chce jej wszystko powiedzieć. Ale tak naprawdę ile? Czy rzeczywiście w końcu poznamy całkowitą tajemnice? Czy może tylko jakiś rąbek? Nie wiem, mam nadzieję, że nigdy więcej jej nie oszuka - nie może, to ostatni raz, gdy mu wierzy. A przecież, nie chce jej stracić, sam to przyznał. I nie może! Albo będzie miał ze mną do czynienia :)
      Dobrze, kochanie, to by było na tyle. Źle mi z tym komentarzem, bo jest marny, poplątany, a powinien być lepszy. Cóż, nic mi ostatnio nie wychodzi, norma. Wybaczysz? ;c I wiesz, to jest chore - powinnaś dostać ten indeks, bo piszesz tak nieziemsko - że wielu pisarzy powinno Ci zazdrościć, a nie jakieś książki. Zdenerwowałam się, pfff. Nieważne.
      Czekam na kolejny, z taką niecierpliwością, z takim zapałem. Bo chce wiedzieć, co dalej, muszę wiedzieć. Nie wiem, czy powinnaś mnie kochać, naprawdę - jestem porypana. Za to wiem, że ja kocham Ciebie, i dziękuje, jeszcze raz - za wszystko,
      Edyta ♥

      Usuń