Dzisiaj to ja opowiem Wam swoją historię. Nie jestem mistrzem w tej dziedzinie, nigdy nie wiem, od czego zacząć. Zwykle w takiej sytuacji zaczynam po prostu ab ovo, od początku, jednak tutaj zrobię wyjątek i zacznę od jeszcze wcześniejszych wydarzeń, niż początek, bo Początkiem była Ona, Violetta, niemniej świat istniał jeszcze przed jej poznaniem, choć był znacznie mniej ciekawy. I nie miałem nigdy wątpliwości, że teraz nie ma już mojego świata bez niej. Ale ja nie o tym.
Zacznę więc od... Od czego? Nie będę pisał, gdzie i kiedy się urodziłem, bo to nie ma sensu, podobnie jak stwierdzanie faktów oczywistych dla Was - że nazywam się León, że mieszkam w boskim Buenos... To wiecie. Może więc zacznę od czegoś, czego nie wiecie? Dobra, tak czy inaczej, zacznę od Studia. Bo to tam zaczęło się to, co było przed Początkiem. Dobrze, już przestaję nudzić. Najlepiej zacznę jeszcze raz.
No więc, kiedy tylko zobaczyłem kolorowy budynek Studia, od razu wiedziałem, że chcę tam być. (Spojrzałem na to zdanie jeszcze raz. Moja mama, która przywiązuje wielką wagę do języka, powiedziałaby w tym momencie, że nie zaczyna się zdania od "więc". Ale nie zacząłem od "więc". Zacząłem od "no". No więc chyba nie ma problemu.) Złożywszy już wszelkie papiery zrobiłem to, co zawsze robił mój ojciec, gdy chciał coś osiągnąć. Wyciągnąłem kartkę i zapisałem swoje cele do spełnienia.
*Zdać egzamin wstępny i dostać się do Studia
*Znaleźć przyjaciół
*Znaleźć miłość
Gdy teraz czytam te słowa, starannie wykaligrafowane fioletowym długopisem, którego używałem tylko do pisania tekstów piosenek, chce mi się śmiać. Tak, jakby przyjaźń i miłość czekały ukryte gdzieś głęboko w zakamarkach Studia, a ja musiałem tylko poszukać, by je zdobyć. A przecież to nie tak. To one znajdują ciebie, kiedy nadejdzie odpowiedni moment. Ale to było przed dwoma laty, a wydaje się, jakby całe wieki temu.
Nie pamiętam z przesłuchań nic poza tym, że poszły bez problemu. Jeśli chodzi o przyjaciół, szybko dostrzegłem bratnią duszę w Andresie. I zapamiętałem dość wyraźnie jeden z moich pierwszych dni w tej szkole. Gadałem wtedy z wyżej wymienionym (A o czym? Nie wiem. To już nieistotne), kiedy w pewnym momencie zrobiłem krok w tył i potknąłem się o czyjś porzucony plecak. Padając w tył jak długi podciąłem nogi wysokiej blondynce, stojącej obok nieodległej szafki. Wydała z siebie krótki okrzyk i wylądowała na mnie, przygniatając mnie swoim ciężarem z impetem, który odebrał mi dech na dłuższą chwilę.
- Strasznie przepraszam - wyjąkałem, kiedy wreszcie zdołałem wydobyć z siebie głos. Pomogłem jej się podnieść, i jeszcze przez chwilę stałem, obejmując ją mocno, bo słaniała się, chyba zakręciło jej się w głowie. - Hej, wszystko w porządku?
Kiwnęła głową, oddychając głęboko. Miała obłędnie niebieskie oczy i jasne loki sięgające do pasa. Uśmiechnęła się wreszcie, najwyraźniej dochodząc do siebie. - Nie przepraszaj - powiedziała. Miała przyjemną barwę głosu, co nie powinno mnie dziwić, przecież wszyscy tutaj śpiewali.
- To co mam zrobić? - spytałem, puszczając ją i obserwując figlarne błyski w jej oczach.
- Zaproś mnie gdzieś. - Jej bezpośredniość zaintrygowała mnie. - Chcesz chyba zatrzeć niezbyt dobre pierwsze wrażenie? - dodała z rozbawieniem.
- A dokąd? - odpowiedziałem pytaniem. - Nie wiem, gdzie tu w pobliżu można się czegoś napić.
- Okej, dzisiaj ja zaproszę ciebie - Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Widzicie, na początku zaborczość Ludmiły zrobiła na mnie wrażenie, a ponieważ powierzchowność miała miłą, przymykałem oko na jej niektóre wady. Podobała mi się, nawet bardzo. Szybko nadszedł czas potajemnych spotkań, trzymania się za ręce, czas wspólnego śpiewania i ukradkowych pocałunków w opustoszałej sali muzycznej.
Czas upływał szybko, aż nadeszły te dni, kiedy napięcie w powietrzu sięgało zenitu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to zwiastuje. Aż pewnego razu, kiedy zdenerwowany dziwacznymi zalotami tego małego dostawcy do Ludmiły (wtedy nie widziałem prawdy, bo nie chciałem jej widzieć. Patrzyłem, ale nie widziałem. Dopiero Ona nauczyła mnie patrzeć w taki sposób, by dostrzegać to, co ukryte. Ona posiadła tą sztukę od urodzenia. Zawsze wiedziałem, że była wyjątkowa), wyszedłem na powietrze, bo na dworze zawsze lepiej mi się myślało. Czy to Los pokierował wtedy moimi krokami, bym mógł zobaczyć Ją? To nie było ważne, ważne, że znalazłem się wtedy tam.
Kiedy pierwszy raz ją spostrzegłem, skojarzyła mi się z rannym ptakiem. Delikatna i krucha, szła smutna, kuląc ramiona i niepewnie stawiając każdy krok. W jej wielkich oczach malował się strach. Zauważyłem już wtedy jedną z jej właściwości - im bardziej starała się wtopić w tłum, tym bardziej się z niego wyróżniała, była jak kolorowy motyl na tle szarych postaci. Szła sama, nie rozglądając się dookoła, a ja z tej odległości widziałem wyraźnie chłopaków na deskorolkach, jadących w jej stronę. Nim ta myśl zdążyła całkiem pojawić się w mojej głowie, już biegłem w jej stronę, a kiedy moje dłonie dotknęły jej ramion, zapragnąłem nagle zostać tak już zawsze i nigdy nie wypuszczać jej z rąk. Cóż, wciąż tego chciałem.
Dalsze wydarzenia już znacie, prawda? Każde słowo, każdy gest, każde ukradkowe spojrzenie miało znaczenie. A ich suma stała się czymś, co nas połączyło jak nić rozciągnięta między jednym sercem a drugim. I choć już parę razy przez nieuwagę zdarzyło nam się ją zerwać, zawsze udało się w końcu związać ją na nowo, przez co stawała się krótsza, a więc byliśmy jeszcze bliżej siebie. Gdy jedno oddalało się od drugiego, pętla zaciskała się mocniej, aż do bólu i przyciągała z powrotem, nie pozwalając odejść. Byliśmy, mówiąc pół żartem, pół serio, na siebie skazani. I dobrze.
***
Wiecie co, napiszę więcej jutro. Póki co, słowa tylko plączą się w mojej głowie, pozbawione większego sensu. Kiedy zdołam je sprecyzować, wtedy opowiem resztę tej historii, tą część od momentu, kiedy wszystko zaczęło się psuć...
____________________________________________________________________
Wiesz, co? Powinnam się na Ciebie obrazić, że na Filmwebie nie dałaś znać o swoim nowym blogu o Violce, ale wybacz Ci to :) Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dołączyłaś do grona osób, które piszą opowiadanie o Violi. Zaznaczę, że dołączyłaś do grona osób, które piszą BARDZO DOBRZE. Nie będę tutaj debatować nad Twoim stylem, Ja po prostu nie mam się do czego przyczepić. Wszystko od początku do końca jest bardzo dobre napisane. MA ręce i nogi. Nie jest to dla mnie niespodzianką ponieważ czytam Twoje pierwsze opowiadanie i wiem, że masz bardzo dobry warsztat pisarski.
OdpowiedzUsuńPozwól, że teraz przejdę do rzeczy. Bardzo spodobał mi się zarys fabuły, i to w jaki sposób zaczęłaś opowiadanie. Jeszcze się nie spotkałam z takim rozpoczęciem opowiadania o Violetcie, jak jest u siebie. Na większości blogów zaczyna się praktycznie od tego samego. U Ciebie jest inaczej i masz u mnie wielkiego plusa. Fajnie, że pokazałaś coś z punktu widzenia Leona, że opowiadanie nie jest skupione tylko na Violce i jej dylematach życiowych, wielkich dylematach. Kolejny plus za to. że przedstawiłaś nam historię poznana Ludmiły i Leona, oraz to jak trafiły do studia, z tym się jeszcze na żadnym blogu nie spotkałam. Myliłam się, myśląc, że Ludmiła z początku była trochę zagubioną dziewczyną. W sumie to by było dziwne, gdyby panna Ferro taka była. Cieszę się, że u Ciebie od początku była pewną siebie dziewczyną, która wiedziała czego chce od życia ( uwielbiam takie osoby). Ludmi oczarowała Leona i pewnie dla tego przez chwilę stracił kontakt z rzeczywistością, ale nie ma, co się dziwić Ludmiła to czarująca dziewczyna. Jednak później w życiu Leona pojawiła się ONA, Violetta i wywróciła jego życie do góry nogami.
Bardzo mnie ciekawi, czy odpoczynek od Violetty pomoże Leonowi, czy może wprowadzi do jego życia jeszcze większy bałagan. Sam Leon przyznał się, że ma lekki mętlik w głowie i nie wie, co zrobić. Tak ja to odczytałam. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny odcinek. Wiem, że będzie warto.
Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że możesz mieć mało czytelników i to, że ktoś nie doceni Twojego opowiadania. Dlaczego? To nie chodzi o to, że opowiadanie jest słabe. Jak już wspomniałam ono jest bardzo dobre. Większości blogów o Violce ma w nazwie Violetta i coś połączone z Leonem. Twoja nazwa jest oryginalna , nie ma nic wspólnego z Violą i trudniej będzie Fankom Violi trafić na to opowiadanie. Ale mi osobiście nazwa bardzo się podoba. Siedziałam przez 5 lat w blogowym świecie, pisałam opowiadania i wiem jak ten świat funkcjonuje. Często komentarze polegają na '' Coś za coś'' ''Ja skomentuje Twoje opowiadanie, ale Ty musisz skomentować moje'' Nie wszystkie dziewczyny takie są, ale jest dużo też takich osób. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie irytuje w opowiadaniach o Violi, ale nie chce się już powtarzać i pisać po raz kolejny o tym samym. Myślisz, że wiesz, co mam na myśli :)
Na sam koniec pragnę życzyć Ci wielu czytelników, bo Twoje opowiadanie na to zasługuje. Mam nadzieję, że doceni Cię wiele czytelników. Trzymam za to kciuki.
Dla mnie Twoje opowiadanie jest taką perłą, wśród 45 opowiadań o Violi. A perełek mam niewiele, bo tylko 4. Cieszę się, że dołączyłaś do tego grona. I mogę Ci obiecać, że będę Twoim stałym czytelnikiem :)
Na sam koniec przepraszam za moją Litanie. Błędy w komentarzu i bezsensowne zdania. I niestety dla Ciebie, ale teraz będę zamęczać Cię moimi komentarzami i przemyśleniami na temat odcinka :)
Pozdrawiam A :*
Cudowne. Po prostu zakochalam sie ( :
OdpowiedzUsuńMoje ulubione od dzis. Trocge zaluje, ze tak pozno tu trafilam ://