Kolejne popołudnie, nieznośnie długie i przepływające w obliczu wielkiej, niczym nie wypełnionej pustki. Mogła robić wszystko... i dlatego właśnie nie miała kompletnie pojęcia, za co się zabrać. Zwyczajnie się nudziła - tak strasznie, jak jeszcze nigdy. Od tygodni nie dostała ani jednego zaproszenia na imprezę. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była gdzieś w kinie, na randce, albo chociażby na koncercie.
Z jednej strony, jako artystka, była nastawiona na samotne życie. Poprzeczka, którą sobie ustawiła, była zbyt wysoka, by ktoś poza nią był w stanie ją przeskoczyć. Na piedestale nie było miejsca dla dwóch osób. Spoglądając z góry czuła się kimś więcej, kimś lepszym od innych. Co z tego, skoro ta samotność jej się nie podobała? Niby nie potrzebowała nikogo, ale jednocześnie - paradoksalnie - tęskniła za ludźmi. Nie jak za powietrzem, nie jak za muzyką. Skądże. Potrafiła przecież żyć bez nikogo innego, w tym wąskim skrawku świata, który zbudowała wokół siebie. Ale nie chciała. Czemu za późno zdała sobie z tego sprawę? Źle jej było samej. To było jak ból zęba, z którym można chodzić przez wiele, wiele dni. Tępy, odzywający się tylko od czasu do czasu, czasem skutkujący nieprzespaną nocą, ale przez większość czasu pozwalający funkcjonować. Jednak prędzej czy później nasila się na tyle, że nie da się go zignorować. Ani się do niego przyzwyczaić.
Czy to życie naprawdę życiem można było nazwać? Mogła śpiewać, mogła tańczyć, dając z siebie wszystko. Ale czy da się żyć samą muzyką? Zawsze pozostanie, mniej lub bardziej widoczna, luka w tym miejscu serca, gdzie normalnie znajdują się przyjaciele, miłość, rodzina...
Zerknęła na zegarek, który nosiła na lewym przegubie. Matka powinna już niedługo wrócić z pracy, chyba nie została znowu po godzinach? Ostatnio była strasznie przemęczona, mogłaby wziąć jakiś urlop. Ale przegadaj tu jej do rozsądku, kiedy jest najbardziej upartą osobą na świecie. W końcu po kimś jej córka musiała to odziedziczyć.
Dobra. Więc co? Nadal się niemiłosiernie nudziła. Usiadła w salonie i włączyła telewizor, licząc na łut szczęścia i trafienie w jakiś ciekawy program na jednym z setek kanałów. Bezmyślnie przeskakiwała po różnych stacjach, kiedy nagle jej wyczulony zmysł słuchu wyłapał dźwięki łagodnej, zmysłowej muzyki. Jakaś para w zapamiętaniu ćwiczyła kroki taneczne. Przystojny mężczyzna w ciemnym podkoszulku trzymał w ramionach drobną kobietę o oczach elfa i szopie jasnych loków. Oczywiście to nie kobieta przykuła uwagę Ludmiły, która miała niestety zgubną słabość do umięśnionych chłopaków o łobuzerskich oczach. Aktor z miejsca skradł jej serce. Pogłośniła nieco dźwięk i przez następnych kilkanaście minut oglądała film, który - choć dosyć stary - okazał się całkiem wciągający.
Trzasnęły drzwi, ktoś zastukał po podłodze zgrabnymi obcasami i wszedł do pokoju, rozsiewając delikatną woń swoich słodkich perfum.
- Cześć, córeczko. - Mama cmoknęła ją szybko w policzek i usiadła na kanapie obok, rozwiązując jedwabną apaszkę i rzucając ją na podłogę. - Co oglądasz? - Zsunęła z nóg pantofle i westchnęła z ulgą, opierając się o poduszki. - Jestem wykończona - dorzuciła, nie oczekując widocznie odpowiedzi na poprzednie pytanie. Taka już była - w gruncie rzeczy kochana, ale nie zwracająca większej uwagi na innych ludzi. W ogóle były strasznie do siebie podobne, nie tylko z charakteru. Gdy czasem wychodziły razem na zakupy i mama rozpuszczała długie, jasne włosy, w których, pomimo skończonych czterdziestu lat, próżno byłoby się doszukiwać jakiegoś siwego pasemka; gdy zamiast garsonki wkładała wygodną, choć niezbyt frywolną sukienkę - wówczas wielu ludzi zaczynało rozmowę od okrzyków zdziwienia, jakoby były jak dwie krople wody. Coś w tym było, uśmiechały się tak samo, lekko, z wyższością.
- Czemu nie zrobisz sobie wolnego? - spytała Ludmiła, odrywając wzrok od ekranu i przenosząc go na twarz matki. Nie, żeby należała do szczególnie troskliwych córek, ale nie mogła nie zauważyć jej podkrążonych oczu. W ogóle była jakaś mizerna, schudła ostatnio. Mimo to teraz uśmiechnęła się dzielnie.
- Nic mi nie jest - zapewniła, spoglądając w stronę telewizora, na którym właśnie pojawiło się zbliżenie twarzy Patricka Swayze.
Drgnęła. Jej brązowe oczy nagle straciły resztę blasku. Wstała gwałtownie, nie odrywając oczu od ekranu.
- Oglądasz "Dirty Dancing"? - spytała głosem pozbawionym wyrazu.
- Tak. A co? Coś nie tak? - Kobieta pokręciła tylko głową, ale wciąż gapiła się z dziwnym wyrazem twarzy na aktora. Wreszcie odwróciła głowę, ale Ludmiła zdążyła zauważyć, że po jej policzku potoczyła się łza, połyskując jak gwiazda w ostrym świetle żyrandola.
- Mamo...
- Nic się nie dzieje. Nic. Przepraszam cię, oglądaj dalej. - Wyszła, a raczej prawie wybiegła, zostawiając torebkę i buty obok kanapy, a pomiętą apaszkę - pod fotelem.
O co chodziło? Dziewczyna próbowała pozbierać myśli. Wyglądało to po prostu na wspomnienie, nagłe jak uderzenie bólu, paraliżujące jak skurcz. Tylko co mogło je wywołać?
Spoglądając raz jeszcze na roześmianego tancerza, dostrzegła nagle w jego rysach podobieństwo do dobrze znanej jej twarzy. Naprawdę, coś w oczach, w uśmiechu... Coś charakterystycznego.
Ale przecież mama nie znała Diega, więc co?... O co w tym wszystkim chodziło?...
***
- Ile czasu nam zostało? - Już wypowiadając te słowa czuł, jak coś dziwnego ściska jego gardło. Powinien się domyślić, że tak będzie. Powinien to przewidzieć. Powinien...
Przecież każdy sen kiedyś się kończy. Każda tęcza prędzej czy później znika. Każda bańka mydlana rozpryskuje się w mgiełkę migoczących kropelek. Nic nie trwa wiecznie. Nic.
Tylko ten ból...
Jeszcze słuchając jej słów wiedział, jak będzie mu brakowało jej głosu. Już cierpiał, nawet kiedy trzymał ją w ramionach. Już za nią tęsknił, nawet kiedy wciąż stała obok.
Już wiedział, że ta bajka nie ma szczęśliwego zakończenia.
- Miesiąc. Może trochę więcej.
Zamykanie oczu, zaciskanie pięści nic nie dawało. Ani bunt, ani krzyk, ani nawet łzy. Z pewnymi faktami po prostu trzeba się pogodzić.
Ale ona nie mogła odejść. Nie mogła. Tu było jej miejsce, nie mogła go zostawić! Tak, był egoistą. Ale jak ma się czuć ktoś, komu najpierw podarowano niebo, by po chwili podrzeć je w strzępy? Jak ma się czuć ktoś, komu na siłę wydzierają najlepszą cząstkę jego samego? Jak miał to znieść?
- Nie chcę. Nie. Nie możesz... Nie wierzę w to. - Chwytał się ostatniej deski ratunku, rozpacz była jedynym, co mu zostało. Obejmował jej drżące ramiona, całował jej ciemne włosy, ściskał drobne dłonie, które tak idealnie pasowały do jego. Gryzł wargi do krwi, podczas gdy miał ochotę krzyczeć, kłócić się z całym światem, chciał gdzieś biec.
Zrobiłby wszystko, żeby ją zatrzymać. Wszystko.
***
Czemuż to życie uwielbia pisać scenariusze tak pokręcone, że łatwiej się w nich pogubić niż cokolwiek zrozumieć? Życie jest może i genialnym pisarzem, ale lubuje się w ironii. I umyślnie układa wydarzenia tak, by jak najbardziej namieszać w głowach - Bogu ducha winnych - ludzi. Ludzików, tak śmiesznie małych, którzy naiwnie wierzą, że mają wpływ na to, co się stanie. A figę.
Z jednej strony, jako artystka, była nastawiona na samotne życie. Poprzeczka, którą sobie ustawiła, była zbyt wysoka, by ktoś poza nią był w stanie ją przeskoczyć. Na piedestale nie było miejsca dla dwóch osób. Spoglądając z góry czuła się kimś więcej, kimś lepszym od innych. Co z tego, skoro ta samotność jej się nie podobała? Niby nie potrzebowała nikogo, ale jednocześnie - paradoksalnie - tęskniła za ludźmi. Nie jak za powietrzem, nie jak za muzyką. Skądże. Potrafiła przecież żyć bez nikogo innego, w tym wąskim skrawku świata, który zbudowała wokół siebie. Ale nie chciała. Czemu za późno zdała sobie z tego sprawę? Źle jej było samej. To było jak ból zęba, z którym można chodzić przez wiele, wiele dni. Tępy, odzywający się tylko od czasu do czasu, czasem skutkujący nieprzespaną nocą, ale przez większość czasu pozwalający funkcjonować. Jednak prędzej czy później nasila się na tyle, że nie da się go zignorować. Ani się do niego przyzwyczaić.
Czy to życie naprawdę życiem można było nazwać? Mogła śpiewać, mogła tańczyć, dając z siebie wszystko. Ale czy da się żyć samą muzyką? Zawsze pozostanie, mniej lub bardziej widoczna, luka w tym miejscu serca, gdzie normalnie znajdują się przyjaciele, miłość, rodzina...
Zerknęła na zegarek, który nosiła na lewym przegubie. Matka powinna już niedługo wrócić z pracy, chyba nie została znowu po godzinach? Ostatnio była strasznie przemęczona, mogłaby wziąć jakiś urlop. Ale przegadaj tu jej do rozsądku, kiedy jest najbardziej upartą osobą na świecie. W końcu po kimś jej córka musiała to odziedziczyć.
Dobra. Więc co? Nadal się niemiłosiernie nudziła. Usiadła w salonie i włączyła telewizor, licząc na łut szczęścia i trafienie w jakiś ciekawy program na jednym z setek kanałów. Bezmyślnie przeskakiwała po różnych stacjach, kiedy nagle jej wyczulony zmysł słuchu wyłapał dźwięki łagodnej, zmysłowej muzyki. Jakaś para w zapamiętaniu ćwiczyła kroki taneczne. Przystojny mężczyzna w ciemnym podkoszulku trzymał w ramionach drobną kobietę o oczach elfa i szopie jasnych loków. Oczywiście to nie kobieta przykuła uwagę Ludmiły, która miała niestety zgubną słabość do umięśnionych chłopaków o łobuzerskich oczach. Aktor z miejsca skradł jej serce. Pogłośniła nieco dźwięk i przez następnych kilkanaście minut oglądała film, który - choć dosyć stary - okazał się całkiem wciągający.
Trzasnęły drzwi, ktoś zastukał po podłodze zgrabnymi obcasami i wszedł do pokoju, rozsiewając delikatną woń swoich słodkich perfum.
- Cześć, córeczko. - Mama cmoknęła ją szybko w policzek i usiadła na kanapie obok, rozwiązując jedwabną apaszkę i rzucając ją na podłogę. - Co oglądasz? - Zsunęła z nóg pantofle i westchnęła z ulgą, opierając się o poduszki. - Jestem wykończona - dorzuciła, nie oczekując widocznie odpowiedzi na poprzednie pytanie. Taka już była - w gruncie rzeczy kochana, ale nie zwracająca większej uwagi na innych ludzi. W ogóle były strasznie do siebie podobne, nie tylko z charakteru. Gdy czasem wychodziły razem na zakupy i mama rozpuszczała długie, jasne włosy, w których, pomimo skończonych czterdziestu lat, próżno byłoby się doszukiwać jakiegoś siwego pasemka; gdy zamiast garsonki wkładała wygodną, choć niezbyt frywolną sukienkę - wówczas wielu ludzi zaczynało rozmowę od okrzyków zdziwienia, jakoby były jak dwie krople wody. Coś w tym było, uśmiechały się tak samo, lekko, z wyższością.
- Czemu nie zrobisz sobie wolnego? - spytała Ludmiła, odrywając wzrok od ekranu i przenosząc go na twarz matki. Nie, żeby należała do szczególnie troskliwych córek, ale nie mogła nie zauważyć jej podkrążonych oczu. W ogóle była jakaś mizerna, schudła ostatnio. Mimo to teraz uśmiechnęła się dzielnie.
- Nic mi nie jest - zapewniła, spoglądając w stronę telewizora, na którym właśnie pojawiło się zbliżenie twarzy Patricka Swayze.
Drgnęła. Jej brązowe oczy nagle straciły resztę blasku. Wstała gwałtownie, nie odrywając oczu od ekranu.
- Oglądasz "Dirty Dancing"? - spytała głosem pozbawionym wyrazu.
- Tak. A co? Coś nie tak? - Kobieta pokręciła tylko głową, ale wciąż gapiła się z dziwnym wyrazem twarzy na aktora. Wreszcie odwróciła głowę, ale Ludmiła zdążyła zauważyć, że po jej policzku potoczyła się łza, połyskując jak gwiazda w ostrym świetle żyrandola.
- Mamo...
- Nic się nie dzieje. Nic. Przepraszam cię, oglądaj dalej. - Wyszła, a raczej prawie wybiegła, zostawiając torebkę i buty obok kanapy, a pomiętą apaszkę - pod fotelem.
O co chodziło? Dziewczyna próbowała pozbierać myśli. Wyglądało to po prostu na wspomnienie, nagłe jak uderzenie bólu, paraliżujące jak skurcz. Tylko co mogło je wywołać?
Spoglądając raz jeszcze na roześmianego tancerza, dostrzegła nagle w jego rysach podobieństwo do dobrze znanej jej twarzy. Naprawdę, coś w oczach, w uśmiechu... Coś charakterystycznego.
Ale przecież mama nie znała Diega, więc co?... O co w tym wszystkim chodziło?...
***
- Ile czasu nam zostało? - Już wypowiadając te słowa czuł, jak coś dziwnego ściska jego gardło. Powinien się domyślić, że tak będzie. Powinien to przewidzieć. Powinien...
Przecież każdy sen kiedyś się kończy. Każda tęcza prędzej czy później znika. Każda bańka mydlana rozpryskuje się w mgiełkę migoczących kropelek. Nic nie trwa wiecznie. Nic.
Tylko ten ból...
Jeszcze słuchając jej słów wiedział, jak będzie mu brakowało jej głosu. Już cierpiał, nawet kiedy trzymał ją w ramionach. Już za nią tęsknił, nawet kiedy wciąż stała obok.
Już wiedział, że ta bajka nie ma szczęśliwego zakończenia.
- Miesiąc. Może trochę więcej.
Zamykanie oczu, zaciskanie pięści nic nie dawało. Ani bunt, ani krzyk, ani nawet łzy. Z pewnymi faktami po prostu trzeba się pogodzić.
Ale ona nie mogła odejść. Nie mogła. Tu było jej miejsce, nie mogła go zostawić! Tak, był egoistą. Ale jak ma się czuć ktoś, komu najpierw podarowano niebo, by po chwili podrzeć je w strzępy? Jak ma się czuć ktoś, komu na siłę wydzierają najlepszą cząstkę jego samego? Jak miał to znieść?
- Nie chcę. Nie. Nie możesz... Nie wierzę w to. - Chwytał się ostatniej deski ratunku, rozpacz była jedynym, co mu zostało. Obejmował jej drżące ramiona, całował jej ciemne włosy, ściskał drobne dłonie, które tak idealnie pasowały do jego. Gryzł wargi do krwi, podczas gdy miał ochotę krzyczeć, kłócić się z całym światem, chciał gdzieś biec.
Zrobiłby wszystko, żeby ją zatrzymać. Wszystko.
***
Czemuż to życie uwielbia pisać scenariusze tak pokręcone, że łatwiej się w nich pogubić niż cokolwiek zrozumieć? Życie jest może i genialnym pisarzem, ale lubuje się w ironii. I umyślnie układa wydarzenia tak, by jak najbardziej namieszać w głowach - Bogu ducha winnych - ludzi. Ludzików, tak śmiesznie małych, którzy naiwnie wierzą, że mają wpływ na to, co się stanie. A figę.
Dopóki ścigała się życiem i brała więcej, niż zamierzało jej dać, dopóty żadne troski nie zawitały w jej głowie. Wystarczył jednak mały element, jeden malutki fragment układanki, który zupełnie do niej nie pasował, by całość straciła dawny sens. Dotychczas układała puzzle bez problemu, z zamkniętymi oczami dopasowując bezbłędnie kształt do kształtu. A teraz? Jakby ktoś niespodziewanie pomieszał wszystko i zabrał obraz, na który patrząc mogła tworzyć tą dziwną mozaikę.
Ściemniało się. Mama nie lubiła, kiedy się spóźniała, twierdziła, że martwi się o nią. Phi. Powinna raczej zainteresować się bardziej jej starszą siostrą, bo to przecież w jej stylu było wywracać się na prostej drodze. A ona? Radziła sobie doskonale z otoczeniem i z samą sobą - była królową opanowania.
Była.
Zamknęła drzwi jak najciszej i zsunęła ze stóp klapki, które włożyła w pośpiechu wychodząc z domu. Natalia zapewne pokręciłaby głową z politowaniem. Sto razy powtarzała, że jeśli się stało w kolejce po talent zamiast po wzrost, to trzeba za to płacić - miedzy innymi zaprzyjaźnić się bliżej z obcasami. Dobre. Ona i obcasy. Nie była przecież, nie przymierzając, jakąś... córką milionera. Która nawet w domu... Parsknęła cichym śmiechem na samo wspomnienie jej miny.
Boso przemknęła do swojego pokoju, bo musiała przemyśleć parę spraw.
Wnętrze urządziła sama już dawno. Pomarańczowe ściany dawały poczucie bezpieczeństwa i przytulnego ciepła, a zarazem były jak zastrzyk energii - pobudzały do działania. Plakaty kilku rockowych zespołów nieco ożywiały ich gładką powierzchnię. Ale centrum wszystkiego było jej miniaturowe studio, jej własny świat, którym nie musiała się z nikim dzielić. Muzyka, blog, fani - więcej już nic jej nie było trzeba, by nazywać siebie szczęśliwą. Mogła tworzyć, mogła dawać coś od siebie - i brać. I żyć tak, jak jej się tylko podobało. Ale najwyraźniej nie dało się uniknąć pewnych spraw, które jej nigdy nie interesowały. Trzeba było pokornie przyjąć naturalne koleje losu, przełknąć je jak łyżkę gorzkiego syropu i mieć z głowy.
Szkoda, że nie było to aż takie łatwe.
Opadła ciężko na czerwony fotel. Analizując wszystkie "za" i "przeciw" dochodziła do punktu wewnętrznego rozdarcia. A to się jej zdarzało po raz pierwszy w życiu. Jak również to, że ilekroć nieopatrznie pozwoliła swoim myślom odpłynąć - tylekroć biegły one po prostej linii i skupiały się na jednym. Na nim.
Pilnuj się, Lena. Nie jesteś jakąś upudrowaną laleczką, która zatrzepocze rzęsami, by mieć to, o czym marzy. Nie w tym życiu. Wiesz, że musisz walczyć o swoje.
A może nie? Może właśnie w tej konkretnej sytuacji powinnam odpuścić?
Puściła w ruch metronom i wsłuchała się w jego rytmiczne stukanie. Ten dźwięk dziwnie ją uspokajał, pozwalał oderwać myśli od pewnych ciemnych oczu i kpiącego uśmiechu.
Nie myśl, nie myśl.
Wstała i włączyła keyboard. Zerknęła na nuty i delikatnie musnęła klawisze czubkami palców. Marzenia to marzenia. Dają siłę do bycia lepszym.
Są piosenki od bycia lepszym...
Ściemniało się. Mama nie lubiła, kiedy się spóźniała, twierdziła, że martwi się o nią. Phi. Powinna raczej zainteresować się bardziej jej starszą siostrą, bo to przecież w jej stylu było wywracać się na prostej drodze. A ona? Radziła sobie doskonale z otoczeniem i z samą sobą - była królową opanowania.
Była.
Zamknęła drzwi jak najciszej i zsunęła ze stóp klapki, które włożyła w pośpiechu wychodząc z domu. Natalia zapewne pokręciłaby głową z politowaniem. Sto razy powtarzała, że jeśli się stało w kolejce po talent zamiast po wzrost, to trzeba za to płacić - miedzy innymi zaprzyjaźnić się bliżej z obcasami. Dobre. Ona i obcasy. Nie była przecież, nie przymierzając, jakąś... córką milionera. Która nawet w domu... Parsknęła cichym śmiechem na samo wspomnienie jej miny.
Boso przemknęła do swojego pokoju, bo musiała przemyśleć parę spraw.
Wnętrze urządziła sama już dawno. Pomarańczowe ściany dawały poczucie bezpieczeństwa i przytulnego ciepła, a zarazem były jak zastrzyk energii - pobudzały do działania. Plakaty kilku rockowych zespołów nieco ożywiały ich gładką powierzchnię. Ale centrum wszystkiego było jej miniaturowe studio, jej własny świat, którym nie musiała się z nikim dzielić. Muzyka, blog, fani - więcej już nic jej nie było trzeba, by nazywać siebie szczęśliwą. Mogła tworzyć, mogła dawać coś od siebie - i brać. I żyć tak, jak jej się tylko podobało. Ale najwyraźniej nie dało się uniknąć pewnych spraw, które jej nigdy nie interesowały. Trzeba było pokornie przyjąć naturalne koleje losu, przełknąć je jak łyżkę gorzkiego syropu i mieć z głowy.
Szkoda, że nie było to aż takie łatwe.
Opadła ciężko na czerwony fotel. Analizując wszystkie "za" i "przeciw" dochodziła do punktu wewnętrznego rozdarcia. A to się jej zdarzało po raz pierwszy w życiu. Jak również to, że ilekroć nieopatrznie pozwoliła swoim myślom odpłynąć - tylekroć biegły one po prostej linii i skupiały się na jednym. Na nim.
Pilnuj się, Lena. Nie jesteś jakąś upudrowaną laleczką, która zatrzepocze rzęsami, by mieć to, o czym marzy. Nie w tym życiu. Wiesz, że musisz walczyć o swoje.
A może nie? Może właśnie w tej konkretnej sytuacji powinnam odpuścić?
Puściła w ruch metronom i wsłuchała się w jego rytmiczne stukanie. Ten dźwięk dziwnie ją uspokajał, pozwalał oderwać myśli od pewnych ciemnych oczu i kpiącego uśmiechu.
Nie myśl, nie myśl.
Wstała i włączyła keyboard. Zerknęła na nuty i delikatnie musnęła klawisze czubkami palców. Marzenia to marzenia. Dają siłę do bycia lepszym.
Są piosenki od bycia lepszym...
Jest coś, co musisz wiedzieć, więc ci powiem.
Jest coś, co robisz dobrze, pewnie wiesz.
A to jest tak prawdziwe w twojej głowie
Że naprawdę możesz być kim chcesz.
Tylko daj mi rękę, uwierz, że
Najlepiej patrzeć sercem: ono wie
Że na przeszkodzie ci nie stoi nic
By wzlecieć wyżej...
Wszyscy śnimy kolorami
Nie ma różnic między nami.
Tylko miłość i...
- Kto tam? - Spojrzała ze zniecierpliwieniem na drzwi, zza których dobiegało ciche pukanie.
- To tylko ja. Ale nie, nie przeszkadzaj sobie, przepraszam.
- Daj spokój, wchodź. - Podeszła do siostry i pociągnęła ją za rękę. Usiadła po turecku na łóżku, a Naty po chwili wahania dołączyła do niej. Ale milczała, jakby zapomniała o celu tej małej wizyty.
- Co jest grane? - zaczęła ostrożnie Lena, widząc jej wyraźne zmieszanie. Z jej twarzy zawsze można było czytać jak z otwartej książki.
- Nic. Wszystko w porządku. - I w kłamaniu też była kiepska.
- Przecież widzę. O co chodzi? - Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo obce się sobie stały. Szły różnymi drogami od tak dawna, że teraz, kiedy te ścieżki na nowo się skrzyżowały, one nie potrafiły znaleźć dawnego porozumienia.
A przecież kiedyś nawet nie potrzebowały słów.
- Chodzi o Maxiego? - spróbowała więc, chcąc dojść do sedna sprawy. - Jak wam się układa?
- Nijak. - Naty położyła się na plecach, wciskając pod głowę żółtą poduszkę siostry. I udawała, że wielki plakat Guns N' Roses, utrzymany w subtelnych odcieniach szarości, jest tym, co ją w tym momencie absorbuje.
- Przecież tak doskonale pasujecie do siebie - mruknęła cicho Lena, bawiąc się zakrętką z coca coli, która, nie wiedzieć czemu, walała się po podłodze. Zerkając kątem oka na siostrę dostrzegła, że jej słowa wywołały zamierzony efekt. Rumieniec.
- Nieprawda - zaprotestowała dziewczyna bez większego przekonania, dmuchając w ciemny lok, uparcie wpadający jej do oczu. - Jesteśmy z dwóch różnych światów, nie wiem nawet dlaczego wcześniej tego nie zauwa...
- Obaj kochacie muzykę.
- Nie my jedni.
- Lubicie te same filmy.
- To zbieg okoliczności.
- Śmiejecie się z tych samych rzeczy...
- Przypadek.
- On kocha ciebie, a ty jego... - kontynuowała niewzruszenie Lenka, obserwując z rozbawieniem, jak siostra momentalnie podrywa się do pozycji siedzącej.
- Przestań wygadywać głupoty! Nie wiem w ogóle, dlaczego z tobą rozmawiam. - Ze wzburzenia poczerwieniała jeszcze bardziej.
- A co, może nie mam racji?
- Masz. Niestety, jak zwykle - burknęła Naty, opadając z powrotem na łóżko. - Wkurzasz mnie już.
- Dlaczego nic z tym nie zrobisz?
- Bo nie wiedziałabym, gdzie schować ciało. Jesteś potwornie ciężka, wiesz? A zresztą nie mam zezwolenia na broń.
- Mówię o Maxim, sieroto. Nie o twoich planach co do mnie. Ani o twoim dość oryginalnym poczuciu humoru. - Ta prychnęła tylko, odwracając twarz. - Dlaczego boisz się zaangażować?
- Nie twój interes - wymamrotała z twarzą w poduszce.
- Wiesz co, Naty? Jesteś głupia. Taka okazja może się nie powtórzyć. To znaczy... Na pewno wielu chłopaków chciałoby się z tobą umówić. Ale na drugiego takiego już nie trafisz.
- Daj mi spokój, proszę... - jęknęła dziewczyna. - Nie chcę cierpieć. Nie chcę! Boję się. Wszystko, co robię, wychodzi źle. Taka już jestem - pechowa. Lena... Ja nie chcę go zranić.
- Ranisz go, zachowując się tak idiotycznie jak teraz. Muszę ci wszystko tłumaczyć jak dziecku? Idź do niego. Powiedz mu, co czujesz. No wykrzycz to! Chyba, że to nie o to chodzi, co? Może jest ktoś inny?..
- Nie wytrzymuję z tobą. - Natalia wstała, poprawiając przekrzywioną bluzę. - Nigdy nie było nikogo... Nikogo! I wiesz co? Powiem mu. Tylko sobie, dzieciaku, nie myśl, że masz w tym jakąś zasługę.
- Nie myślę tak, wiem to na pewno - zaśmiała się Lena, umykając przed rzuconą w jej stronę poduszką. - Idź, idź. Życie jest za krótkie, żeby je marnować na twoje fochy. Możesz przy okazji zahaczyć o kuchnię i zrobić mi jakąś kanapkę czy coś... - Siostra tylko pokazała jej język, opuszczając przytulny pokoik. Uśmiechnęła się do siebie. Nigdy nie było nikogo innego. Czyli jeden z problemów zmalał niemal do zera. Cicho, ktoś dzwoni.
Na wyświetlaczu zobaczyła numer, który znała taka dobrze, zbyt dobrze. Przycisnęła słuchawkę do ucha.
- Byłam u ciebie w domu, ale cię nie było - rzuciła krótko, nim zdążył wypowiedzieć choć słowo. - Lataj sobie, lataj po panienkach. A ja będę za ciebie załatwiać zaległe sprawy, tak?
- Żadnych panienkach - zaprotestował, o wiele gwałtowniej niż ktoś o zupełnie czystym sumieniu. - Prosiłem cię tylko o jedną rzecz, Lena. Tylko jedną.
- Wiem - syknęła, czując jak policzki jej płoną żywym ogniem. - Ale odpowiedź nadal brzmi: nie. Zrozumiałeś, czy może mam ci to przeliterować?
_________________________________________________
Coś jestem nie w formie, ale więcej z tego rozdziału nie wycisnę, musicie się tym zadowolić.
- To tylko ja. Ale nie, nie przeszkadzaj sobie, przepraszam.
- Daj spokój, wchodź. - Podeszła do siostry i pociągnęła ją za rękę. Usiadła po turecku na łóżku, a Naty po chwili wahania dołączyła do niej. Ale milczała, jakby zapomniała o celu tej małej wizyty.
- Co jest grane? - zaczęła ostrożnie Lena, widząc jej wyraźne zmieszanie. Z jej twarzy zawsze można było czytać jak z otwartej książki.
- Nic. Wszystko w porządku. - I w kłamaniu też była kiepska.
- Przecież widzę. O co chodzi? - Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo obce się sobie stały. Szły różnymi drogami od tak dawna, że teraz, kiedy te ścieżki na nowo się skrzyżowały, one nie potrafiły znaleźć dawnego porozumienia.
A przecież kiedyś nawet nie potrzebowały słów.
- Chodzi o Maxiego? - spróbowała więc, chcąc dojść do sedna sprawy. - Jak wam się układa?
- Nijak. - Naty położyła się na plecach, wciskając pod głowę żółtą poduszkę siostry. I udawała, że wielki plakat Guns N' Roses, utrzymany w subtelnych odcieniach szarości, jest tym, co ją w tym momencie absorbuje.
- Przecież tak doskonale pasujecie do siebie - mruknęła cicho Lena, bawiąc się zakrętką z coca coli, która, nie wiedzieć czemu, walała się po podłodze. Zerkając kątem oka na siostrę dostrzegła, że jej słowa wywołały zamierzony efekt. Rumieniec.
- Nieprawda - zaprotestowała dziewczyna bez większego przekonania, dmuchając w ciemny lok, uparcie wpadający jej do oczu. - Jesteśmy z dwóch różnych światów, nie wiem nawet dlaczego wcześniej tego nie zauwa...
- Obaj kochacie muzykę.
- Nie my jedni.
- Lubicie te same filmy.
- To zbieg okoliczności.
- Śmiejecie się z tych samych rzeczy...
- Przypadek.
- On kocha ciebie, a ty jego... - kontynuowała niewzruszenie Lenka, obserwując z rozbawieniem, jak siostra momentalnie podrywa się do pozycji siedzącej.
- Przestań wygadywać głupoty! Nie wiem w ogóle, dlaczego z tobą rozmawiam. - Ze wzburzenia poczerwieniała jeszcze bardziej.
- A co, może nie mam racji?
- Masz. Niestety, jak zwykle - burknęła Naty, opadając z powrotem na łóżko. - Wkurzasz mnie już.
- Dlaczego nic z tym nie zrobisz?
- Bo nie wiedziałabym, gdzie schować ciało. Jesteś potwornie ciężka, wiesz? A zresztą nie mam zezwolenia na broń.
- Mówię o Maxim, sieroto. Nie o twoich planach co do mnie. Ani o twoim dość oryginalnym poczuciu humoru. - Ta prychnęła tylko, odwracając twarz. - Dlaczego boisz się zaangażować?
- Nie twój interes - wymamrotała z twarzą w poduszce.
- Wiesz co, Naty? Jesteś głupia. Taka okazja może się nie powtórzyć. To znaczy... Na pewno wielu chłopaków chciałoby się z tobą umówić. Ale na drugiego takiego już nie trafisz.
- Daj mi spokój, proszę... - jęknęła dziewczyna. - Nie chcę cierpieć. Nie chcę! Boję się. Wszystko, co robię, wychodzi źle. Taka już jestem - pechowa. Lena... Ja nie chcę go zranić.
- Ranisz go, zachowując się tak idiotycznie jak teraz. Muszę ci wszystko tłumaczyć jak dziecku? Idź do niego. Powiedz mu, co czujesz. No wykrzycz to! Chyba, że to nie o to chodzi, co? Może jest ktoś inny?..
- Nie wytrzymuję z tobą. - Natalia wstała, poprawiając przekrzywioną bluzę. - Nigdy nie było nikogo... Nikogo! I wiesz co? Powiem mu. Tylko sobie, dzieciaku, nie myśl, że masz w tym jakąś zasługę.
- Nie myślę tak, wiem to na pewno - zaśmiała się Lena, umykając przed rzuconą w jej stronę poduszką. - Idź, idź. Życie jest za krótkie, żeby je marnować na twoje fochy. Możesz przy okazji zahaczyć o kuchnię i zrobić mi jakąś kanapkę czy coś... - Siostra tylko pokazała jej język, opuszczając przytulny pokoik. Uśmiechnęła się do siebie. Nigdy nie było nikogo innego. Czyli jeden z problemów zmalał niemal do zera. Cicho, ktoś dzwoni.
Na wyświetlaczu zobaczyła numer, który znała taka dobrze, zbyt dobrze. Przycisnęła słuchawkę do ucha.
- Byłam u ciebie w domu, ale cię nie było - rzuciła krótko, nim zdążył wypowiedzieć choć słowo. - Lataj sobie, lataj po panienkach. A ja będę za ciebie załatwiać zaległe sprawy, tak?
- Żadnych panienkach - zaprotestował, o wiele gwałtowniej niż ktoś o zupełnie czystym sumieniu. - Prosiłem cię tylko o jedną rzecz, Lena. Tylko jedną.
- Wiem - syknęła, czując jak policzki jej płoną żywym ogniem. - Ale odpowiedź nadal brzmi: nie. Zrozumiałeś, czy może mam ci to przeliterować?
_________________________________________________
Coś jestem nie w formie, ale więcej z tego rozdziału nie wycisnę, musicie się tym zadowolić.
Cześć! Prawdopodobnie jestem pierwszą osobą, która komentuję ten rozdział. Teraz tylko czekać aż ktoś mnie ubiegnie, co się z całą pewnością stanie. No trudno, muszę nauczyć się z tym żyć.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, bardzo ciekawy rozdział. Nie wiem, jak ty to robisz, że tak cudownie opisujesz uczucia bohaterów, ale muszę się do ciebie zapisać na korepetycje. <33
Przepraszam cię za ten mało sensowny komentarz, ale siostra domaga się o oddanie jej laptopa.
Pozdrawiam! :)
Teraz powinnam się rozpłakać, bo nigdy nie napiszę czegoś równie fantastycznego. Ale zanim na dobre zacznę się dołować, trochę bardzo cię pochwalę.
OdpowiedzUsuńLudmiła, jak każda inna osoba, potrzebuję ludzi. Otoczyła się murem twardym do przebicia, nie chce dopuścić do siebie innych. Prędzej czy później, podda się emocjom, bo nie można żyć z jedną, pustą samotnością. Może na razie nie zależy jej tak bardzo, ale dobrze jest mieć się do kogo odezwać. Ostatnie zdanie trafione, kroi się z tego jakiś ciekawy wątek.
Poniższy fragment piękny. Mimo, że głupia ja nie ma pojęcia o kim może być, to jednak trafił do mojego serca. Widzimy urywek z historii miłosnej, która nie będzie miała szczęśliwego zaskoczenia. Zawsze mnie to zastanawiało. Kiedy udaję ci się pokochać, kiedy wreszcie dostajesz szczęście, ono musi cię opuścić. Na bardzo, bardzo długo. I nie wiesz gdzie masz go teraz szukać.
Lena <3 Kompletne przeciwieństwo Naty, zorganizowana, dobrze wie czego chce od życia. Teraz zaczęła się wahać, zapewne przez pewnego przystojnego Włocha. Takie pozorne drobnostki mogą wywołać niezłe zamieszanie w duszy.
Plany Natuśki, czyli mogę zacząć się cieszyć. Chociaż patrząc na pechy nie pechy, ucieknie i nara. Oni są tacy kochani, no kurczę no <3
I znowu mi się smutno zrobiło.
Tears jesteś genialna. Używasz pięknych zwrotów, żywcem wyjętym z jakiejś dobrej książki. Każde słowo ma jakieś specyficzne znaczenie. Twoje dzieło odbiega od schematu serialu, co mnie niezmiernie cieszy, bo zrobiłaś to tak jak chciałaś i tak jak być powinno. Wiesz co? Ty kiedyś napiszesz tą książkę, bo innej opcji nie widzę. Kolejną rzeczą, która mi się tak strasznie podoba jest to, że piszesz bez żadnych ograniczeń, szczerze, tak jak chcesz. Nie wiem jak to nazwać, ale bardzo realistycznie opisujesz uczucia. I tu znowu zaznaczę, że głupia sapphire nie potrafi. Jakież to moje życie jest tragiczne.
Bardzo chciałabym pisać tak jak ty.
Boże, jak się nachwaliłam. Spodziewaj się mnie w swoim domu, ataki psychofanek i te sprawy.
Pozdrawiam cieplutko :)
To jest CUDOWNE! <3
OdpowiedzUsuńZawsze, gdy kończę czytać twoje rozdziały nie wiem co napisać, ponieważ brak mi słów jakie to jest świetne. <3
Czekam na następny rozdział, który na pewno będzie tak wspaniały jak ten i wszystkie inne twoje rozdziały. <3
Wreszcie znalazłam chwilę, żeby przeczytać rozdział! Normalnie sama nie dowierzam, że nie znalazłam chwili czasu, żeby wcześniej to zrobić. Ale lepiej późno niż wcale, prawda?
OdpowiedzUsuńW sumie to ciężko mi komentować Twoje rozdziały, wiesz? Bo tutaj przydałby się komentarz na takim samym poziomie, jak Twoje wypociny, a ja niestety nie znajduję słów, które mogłyby opisać jak bardzo jestem zachwycona Twoim talentem. I jeżeli piszesz, że nie jesteś w formie, to chyba wyskoczę z laćków, kiedy przeczytam coś, co napiszesz kiedy (w Twoim mniemaniu) będziesz ją mieć.
3maj się ciepło w te początki zimy;)
Zapraszam do siebie http://disney-violettaa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTrwa nabór na nowego redaktora ♥
Czytam Twojego bloga już od jakiegoś czasu ale dopiero teraz założyłam konto na google i zdecydowałam się skomentować. Jedna z moich ulubionych historii, bardzo oryginalna <3 Nie mogę się już nowej notki doczekać :D Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://vilu-fran-lu-naty-story.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKomentarz Sapphire zepsuł mi nastrój, chociaż nawet go nie przeczytałam. Ona pisze więcej niż ja!
OdpowiedzUsuńDobra, więc tak. Chciałabym Ci powiedzieć, jak bardzo podziwiam Twój lekki styl, to że każde słowo ma sens, że żadne nie jest zbyteczne, każde tworzy coś pięknego współgrając z innymi. Jak ty to robisz? Podejrzewam, że może mieć to coś wspólnego z talentem, ale nie jestem pewna... xD Żartuję, oczywiście, że to talent. Teraz muszę cię o coś oskarżyć. Prowadzisz swoje czytelniczki do spadku samooceny. W momencie kiedy czytam Twoje rozdziały to w sumie od razu zaczynam się zastanawiać, jak moje wypociny mogłyby konkurować z czymś takim. W sumie nie mogą, taka prawda. Nie wiem, jak inne dziewczyny, ale sądzę, że mają dokłądnie takie same odczucia. Będziesz nam jeszcze odszkodowania za depresję wywołane twoimi opowiadaniami wypłacać! Tyle Ci powiem!!!!
A miałam pisać o Ludmile... Biedna, zagubiona dziewczyna. Czy możnaby ją przedstawić jeszcze lepiej? No chyba nie. +Uwielbiam Dirty dancing xD Ach, miałam ci powiedzieć, że wątek Diego jest coraz bardziej interesujący! (o ile to możliwe) No cud, miód, i czekam na więcej.
Dobra, dalej. Uwielbiam Lenę i Naty, która (ta druga) powinna się ogarnąć i być z Maxim. Dlaczego? Bo ja tak chcę, bardzo proste i jasne xD Wgl. wiesz ile już piszę ten komentarz? A to dlatego, że interpretowałam ci (beznadziejnie swoją drogą) wiersz. No trudno :)
Postanowiłam nie streszczać ci twego własnego rozdziału dlatego komentarz taki krótki. A jak! A na anegdotkę z życia nie mam pomysłu. Dlaczego? Ponieważ nic co napisałam nie buduje konteksu do takowej xD
Życzę Ci miłęgo dnia, dziękuję za ten rozdział.
Czekam na więcej,
Buziaki
Carmen E.