sobota, 15 lutego 2014

Rozdział Dwudziesty Ósmy, Czyli wszystko ma matematyczny sens.

Ja nie biorę narkotyków. Sam jestem narkotykiem.
~Salvador Dalí



Niebieskie trampki z obciętymi sznurowadłami leżały porzucone na chodniku.

Wyostrzone po deszczu zarysy domów wciąż jeszcze lśniły wilgocią, a w zagłębieniach liści srebrzyły się krople, strząsane stopniowo przez wiatr. Szary szkic miasta zachodził rozmytym, ciepłym kolorem zachodzącego słońca. Lubił tę porę, nawet pomimo natrętnej otoczki nadanej temu zjawisku przez romantyków. I lubił zapach po deszczu, kojarzący się miło z jakimiś odległymi wakacjami.
Wyjął paczkę Marlboro i uniósł pytająco brwi.
- Chcesz?
- Nikotynizm to straszny nałóg. - Machała w powietrzu nogami, co jakiś czas muskając mokry beton czubkami bosych, opalonych stóp. Pokręcił głową.
- Są gorsze.
- Co ty nie powiesz. - Wzruszyła szczupłymi ramionami, patrząc w niebo. Usiadł obok na pomazanym sprejem murku. W milczeniu wydmuchiwał gorzki dym, bawiąc się przez chwilę tworzeniem z niego kółek. Pogwizdywała jakąś nieznaną mu melodię, śledząc wzrokiem przejeżdżające samochody.
- Chciałabym mieć takie lamborghini.
- To sobie kup.
- Jak uzbieram tyle kasy... - Przeczesała wystrzępioną grzywkę niedbałym ruchem palców, nie odrywając spojrzenia od pojazdu. Włosy miała proste, niesforne, bardzo jasne, ścięte na chłopaka; na wierzchu prawej dłoni wytatuowany symbol nieskończoności. Oczy, lekko skośne i zielone jak trucizna, przypominające oczy kota, zalśniły drwiąco zza przyciemnianych szkieł. - Gościu już połknął haczyk, może uda mi się wyciągnąć trochę więcej tym razem.
- Na pewno. Gorzej, jak się go potem nie pozbędziesz. - Kopnął jakiś kamyk czubkiem glana, obserwując jak wtacza się pod koła tira. Zbyła jego sugestię pogardliwym machnięciem dłoni.
- A bo niby ja jestem tobą? - Wyjęła z jego rąk papierosa i włożyła do ust.
- Co masz na myśli? - prychnął, opuszczając pustą dłoń i zaciskając ją w pięść na kolanie.
- Kogo, nie co. Tą ostatnią... jak jej tam? - Strzeliła palcami. - Amanda? Ta, co klęczała przed tobą i zawodziła, żebyś jej nie zostawiał.
- Była niedorozwinięta. - Na samo wspomnienie poczuł niesmak. - Coś w głowie poprzekręcane.
- To wyjaśnia, dlaczego dawała ci dwa razy tyle kasy - parsknęła Sonia, rzucając niedopałek na ziemię. - Okradała starych?
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. - Taka była prawda. Nie miał wyrzutów, że wykorzystał Mandy, która skamlała za nim jak wierny pies. Te oszczędności pozwalały mu teraz odwlekać w czasie zadanie bez specjalnych problemów. Co innego Aurelie, którą wciąż czasem się gryzł. Ale Mandy była tylko lalką. Bezużyteczną.
- Jakoś nie przeszkadzała ci ta choroba, kiedy się z nią zabawiałeś.
- Przyganiał kocioł garnkowi - warknął niechętnie, machając ręką jakby chciał odpędzić natrętnego owada.
- Z tą różnicą, że ja mogę dogadywać tobie, a ty mnie nie. Kobiecie należy ustąpić - wyjaśniła mu z rozbawieniem. Uniósł brew sceptycznie, ale zignorowała to, przeciągając się leniwie.
- Wiem, jak się obchodzić z kobietami - rzucił od niechcenia, słysząc jej śmiech.
- Być może, skoro tak twierdzisz. Ale co one wszystkie w tobie widzą, pozostaje dla mnie tajemnicą. - Podniosła się z murka, zbierając z ziemi buty i patrząc na niego kpiąco. Ubierała się zwykle bez większej filozofii, tak jak teraz - w obszerną koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami, w której więcej guzików pozostawało odpiętych niż zapiętych i w stare, mocno wytarte dżinsy obcięte tuż pod pośladkami. Miała świetne nogi i nie szczędziła światu ich widoku. Bawiły ją te gorące, skrywane lub nie spojrzenia mężczyzn.
W końcu mniej więcej na tym polegała jej praca.
- Za to ja doskonale wiem, co ci wszyscy faceci widzą w tobie - odpowiedział Diego, uśmiechając się kątem ust.
- Widzę. Sam byś się na mnie rzucił. - Włożyła drugą tenisówkę i szybkim ruchem poprawiła ciemne okulary, które zjechały jej na koniec nosa. Zerknęła na zegarek, który stanowił jedyny element biżuterii, jeśli to dobre określenie na tego sportowego swatcha. Poza tym miała tylko ten drugi, większy tatuaż na lewym nadgarstku, zaraz obok kolorowego paska zegarka. Cieniutki łańcuszek narysowany w ten sposób, żeby wyglądał jak wyryty ostrym narzędziem, nacięty na jasnej skórze aż do krwi. Czerwony, prawie czarny. Z daleka przypominał drut kolczasty, ale wystarczyło przyjrzeć mu się jeszcze raz, aby dostrzec, ze składają się na niego posplatane literki "H". H? Jak Hera. Oczywiście mam na myśli grecką boginię, tłumaczyła pytającym, uśmiechając się przy tym z nieodłączną ironią.
- Chciałabyś, Sońka. Nie zapominaj, że ja wykorzystuję tylko naiwne, bogate dziewczęta.
Wyszczerzyła zęby.
- No to nie byłaby z nas udana para, tak mi przykro. Lecę. Trzymaj się.
- I nie puszczaj - dokończył machinalnie.
- No. Ja tu jestem od puszczania. - Odeszła, balansując na krawężniku z jakimś kocim wdziękiem, nieuchwytna, pociągająca i jedyna w swoim rodzaju. Lubił jej poczucie humoru, w ogóle dogadywali się świetnie. W sumie nie mieli innego wyboru. Od dziecka skazani na ten sam los.

Ruszył w przeciwną stronę, przypominając sobie o pieczywie, które miał kupić. Supermarket był za najbliższym skrzyżowaniem. Już kierował się w stronę pasów, kiedy wyłapał kątem oka błękitną, dziwnie znajomą postać, ignorującą czerwone światło i włażącą centralnie pod koła autobusu.
- Co... Odbiło ci? - Szarpnął ją błyskawicznie za ramię i wciągnął z powrotem na chodnik, omijając nieszczęście na ułamki sekund.
Rzuciła mu dziwnie bezbarwne spojrzenie, sprawiając wrażenie niemal pijanej. W pustych oczach wreszcie zapalił się jakiś błysk, a jednocześnie smukła sylwetka wyrwała mu się, najwyraźniej rozpoznając go. No proszę, znowu zbieg okoliczności. Uśmiechnął się szeroko i poczuł uderzenie.
- To wszystko twoja wina! - wydyszała wreszcie, zwyczajnie rzucając się na niego z pięściami jak oszalała mucha napadająca na lwa czy tygrysa. Pozwolił jej wyżyć się na swojej klatce piersiowej, aż opadła z sił.
- Już? Lepiej ci? - spytał po dłuższej chwili.
- Nie. - Opadła na pobliskie schody, prowadzące do jakiegoś instytutu i rozszlochała się tak gwałtownie, że kilkoro przechodniów spojrzało na nią ze zdziwieniem. Westchnął ze znużeniem, siadając obok i czekając, aż spazmy nieco ucichną.
- Dziwny schemat - mruknął pod nosem. - Ilekroć się spotykamy, albo cię ratuję, albo płaczesz. A jeszcze częściej jedno i drugie.
- Dlaczego? - wymamrotała wreszcie, między jednym szlochem a drugim. - Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju? Zniszczyłeś wszystko, co miałam.
- Co zniszczyłem? - spytał, powstrzymując zniecierpliwienie.
- Wszystko. Mnie i Leóna.
- Ja? Okej, skoro tak przedstawiasz tę sytuację... - Przewrócił oczami.
- Daj mi spokój, jasne? Nie kocham cię, nigdy cię nie pokocham, nie wiem tylko, po co wciąż się trudzisz! - Powoli popadała w histerię, Boże, jak on tego nie znosił... - Przez ciebie straciłam wszystko, dlaczego to robisz? Po co?
- A pomyślałaś o tym, co ja czuję? - spytał, nie mogąc się powstrzymać. - Robię za obrońcę, za pocieszacza, a w zamian zostaję napadnięty i pobity.
- Przyczepiłeś się. Zostaw mnie.
- Przecież nic ci nie robię. Widzisz? - Rozłożył ręce. - Siedzę i słucham tych bzdurnych wyrzutów. To się robi nudne, idę do domu. Masz chusteczkę, nie łaź taka zasmarkana po ulicy, bo się ludzie przestraszą. - Odepchnęła jego dłoń, więc tylko prychnął, wracając tam, skąd przyszedł. Oczywiście nie kupił tego chleba, ale kogo to obchodzi. Z tych chaotycznych wynurzeń wynikało, że León z nią zerwał. Najwyższy czas.


                                                                                  ***

Była taka śliczna, kiedy się złościła.
Coś nagłego wybuchało w jej oczach jakby były przesycone materiałem łatwopalnym. Azotan potasu i sproszkowana siarka w tych dwóch pięknych, brązowych tęczówkach, które chwilami zdawały się przecież całkiem łagodne, niczym nie zwiastując niebezpieczeństwa, które w sobie zamykały. Cicha woda, która potrafi zamienić się w ogień.
Żywa, jasna krew w jednej chwili barwiła blade policzki gwałtownym rumieńcem, kiedy się czymś denerwowała. Zdawało się, że uczucia chcą wypłynąć na jej twarz w całej okazałości i wykrzyczeć światu całe nagromadzone wzburzenie. Ale jednocześnie potrafiła je maskować, doskonale skrywać i wciąż być tą samą, fascynującą niewiadomą.
Zastanawiał się czasem, czy to pokręcone równanie matematyczne z nią w roli głównej w ogóle da się rozwiązać. Po jednej stronie - suma tych szybkich spojrzeń podzielona przez niechęć na twarzy, dodana do ogólnego uroku, spotęgowana urodą... Wszystko to ujarzmione pod pierwiastkiem tego złudnego opanowania, podsumowane silnią, wykrzyknikiem - tym gniewem, który wciąż buzował w jej żyłach. Nawet jeżeli zdawał się w tym momencie chłodną rezerwą, nie pozwalając się zbliżyć, dotknąć jej samej, nieuchwytnej jak wiatr, nieobliczalnej, bezwzględnej.
Może wystarczyłoby zamienić to wszystko na najprostszy logarytm obojętności, pomnożyć obie strony przez taką samą, lodowatą niechęć, odjąć uczucia, zaplątane jakoś bezładnie w ten cały wzór. Wziąć w klamerkę rozsypane cyferki słów i zamknąć je definitywnie, odgrodzić od siebie, podkreślić, zakończyć, zapomnieć. Ale nie dało się, nie dało z tego prostego powodu, że to nie on ułożył to równanie, nie on mógł je rozwiązać. Zawsze pozostawała ona, Camila, jeden wielki iks, który mota i utrudnia liczenie, ale kiedy się go zabierze - cały wzór traci dawny sens i staje się już na dobre niepoliczalny.

Jeśli chodzi o niego, przyznawał się bez bicia, że czasem umyślnie droczył się z nią tylko po to, by doprowadzić ją do wzburzenia, bawiło go to. A jednak większość ich kłótni wynikała z jej strony - należała do tych ludzi, którzy potrafią walczyć zażarcie o różne błahostki. Ale temu, co się stało, byli winni oboje. Zbyt wiele ich różniło, mieli odmienne poglądy na tyle spraw, że dojście do zgody zbyt wiele ich kosztowało. Woleli poświęcić coś, co można było nazwać szczęśliwym związkiem. Kolejna drobnostka, która wywołała finałową burzę, była tylko punktem zapalnym tego wszystkiego. Pretekstem, by zerwać krępujące więzy. Nie, żeby nie żałowali. Ale słowa, te najgorsze, już padły. Za późno, o wiele za późno, trzeba było przejść nad tą częścią życia i podążać dalej.
Sęk w tym, że nie było to takie proste.

Westchnął wbrew woli, przerzucając kartki z nutami. Zmusił się do myślenia o piosence. Fragment, który miał przed sobą, był za spokojny. Chyba, że... W wersji na gitarę elektryczną zabrzmiałoby to całkiem... całkiem...
- Zaśpiewam pierwszą zwrotkę, aż do tych słów. - Podniosła wzrok znad pokreślonej stronicy i postukała ołówkiem w cztery linijki tekstu. Na twarzy miała wymalowane słowa: "Tylko spróbuj zaprzeczyć, spróbuj się ze mną nie zgodzić. I tak postawię na swoim." Pokiwał głową obojętnie.
- A tu... tu chyba możemy śpiewać razem. - Przyjrzała się krytycznie własnym drobnym zapiskom, wciśniętym między drukowane zdania.
- Jak chcesz. - Obserwował koniec jej ołówka, poruszającego się lekko po papierze. Mimowolny stukot wkradł się znienacka w jego pole uwagi, na korytarzu ktoś pogwizdywał, zza ściany dobiegały nieco fałszywe dźwięki trąbki. Nagle wszystko zharmonizowało się dziwnie, kolory i kontury stały się wyraźniejsze, a jego ogarnęło coś nowego, a nadzwyczajnego. W kreskówce nad głową chłopaka pojawiłaby się teraz zapalona żaróweczka, a tak tylko wyprostował się na krześle, aż Camila zerknęła ze zdziwieniem znad notatek. Spuścił szybko wzrok, kryjąc ożywienie. W głowie już układał melodię, która niespodziewanie ogarnęła jego myśli. Że też nie wpadł na to wcześniej. Taki prosty rytm, banalny, ale miły dla ucha. Zresztą ciężko teraz wyrokować, musiałby spróbować to zagrać, ale rzadko pomysły jak ten wpadały mu aż tak nagle do głowy.
- Kompletnie mnie nie słuchasz - warknęła tymczasem ona, wdzierając się między dźwięki natchnienia jak jadowity wykrzyknik. - Jak mamy dłużej tak pracować, to...
- Muszę... zaraz wracam. - Wybiegł z sali, kierując się do klasy muzycznej. Nie zwrócił uwagi na jej wołania.
- Broduey! - Tupnęła nogą, westchnęła, zebrała kartki i usiadła tam, gdzie wcześniej, na brzegu wysokiego podestu. Pięć minut przerodziło się w dziesięć, przerwa się kończyła, do pustej auli napływały powoli pomieszane głosy.
- ... a może byśmy się przebrali za tych muszkieterów, to byłoby takie fajne! - Andres machał kolorową słomką jak pałaszem, chaotycznymi ruchami próbując przebić otaczających go wrogów. Maxi wyglądał na wykończonego.
- Żadnych muszkieterów, wybij to sobie z głowy - jęknął tonem człowieka, który od długiego czasu zmaga się z towarzystwem męczącego półgłówka.
- Wybić? Ale młotkiem? Maxi, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty chcesz mnie bić młotkiem. Ja...
- Nie chciałeś porozmawiać z Leónem?
- On tu jest? Już wyzdrowiał? Przyjacielu! - Ruszył pędem w stronę korytarza, rozglądając się za Verdasem. Maxi pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Mam dość tego człowieka, jeszcze chwila i sam zwariuję. - Usiadł obok dziewczyny i zajrzał w jej papiery. - Nie odpisałaś mi wczoraj. Ale widzę, że miałem zły pomysł. Chyba, że chcesz to faktycznie zrobić w wersji punkrockowej.
- Nie, przepraszam. Jakoś przeoczyłam twoją... - Nie miała ochoty tłumaczyć mu tamtej pomyłki, więc powtórzyła mu tylko swoje zdanie na temat tej muzyki, w wersji nieco okrojonej.
- Czy to nie ty... popraw mnie, jeśli się mylę... czy nie chodziłaś jakiś czas temu w koszulce z napisem "Punk's not dead"?
- Chodziłam - przyznała niechętnie. - Ale to było tak dawno, to raz. A dwa, że nigdy nie słuchałam tej muzyki, wiesz przecież, że wtedy szukałam jeszcze swojego stylu.
- A teraz już go znalazłaś?
- Przecież widzisz. - Pociągnęła lekko za rąbek luźnej, bawełnianej sukienki. Kupiona za grosze należała do jej ulubionych, miała wygodne kieszenie ukryte między fałdami materiału i piękny, chabrowy kolor, doskonale kłócący się się z jej ognistymi włosami.
- Nie chodziło mi u ubrania i dobrze o tym wiesz. - Z rękami w kieszeniach bluzy patrzył gdzieś w przestrzeń. Chciała spytać, o co w takim razie, ale słowa uwięzły jej w gardle. Zdała sobie sprawę, że wciąż nie zna odpowiedzi. Wciąż nie wie, kim jest, kim chciałaby być, jaka chciałaby być i dlaczego. Dla samej siebie stanowiła nieodgadnioną tajemnicę. Musiała ją poznać, prędzej czy później. Odnaleźć siebie w sobie i sobą pozostać, bez względu na wszystko.


                                                                                  ***


- Nie, nie, nie. - Upadła na fotel, zwijając się w kłębek i pokręciła głową gwałtownie. - To nie wyjdzie. Nigdy w życiu.
- Do wszystkiego podchodzisz z takim pesymizmem? - Fede usiłował zabrzmieć stanowczo, ale jakoś mu to nie wychodziło, gdy tak patrzył na tę drobną istotkę o najpiękniejszych w świecie oczach, które pragnął jak najczęściej napełniać uśmiechem. Tymczasem było w nich tylko zniechęcenie.
- Przepraszam cię, ale ten duet nigdy nie zabrzmi dobrze. Ty jesteś świetny, a ja beznadziejna. Mogę ci robić chórki.
- Chyba żartujesz. - Podszedł do niej, przystając niepewnie o krok. - Musi wyjść, na pewno wyjdzie. Tylko uwierz w siebie, a wszystko będzie dobrze.
- Wiesz, nienawidzę tych wszystkich regułek o wierze we własne siły. - W jej głosie brzmiała gorycz. - Mówią to ci, którym wszystko się udaje. A w co ja mam wierzyć? W to, że jakimś cudem nie usłyszą jak fałszuję?
- Nie fałszujesz.
- Dzięki, ale chyba się słyszę. Może to ta piosenka. Może to zła tonacja. A może po prostu to, że dostałam się do Studia, to najzwyklejszy traf. Co drugi głupi ma szczęście...
- Przestań wreszcie, Naty, bo tego się nie da słuchać. Masz talent, czemu tego nie widzisz? Wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.
- Możesz nie kpić? Nie litować się nade mną? - Oparła główkę o kolana, nawet jej loki zwisały jakoś żałośnie. Westchnął.
- Uważasz, że mam kiepski gust? - spytał nagle, krzyżując ręce na piersi i wbijając w nią przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu.
- Powiedziałam coś takiego? - zdziwiła się szczerze.
- No wiesz, mnie się naprawdę podoba twój głos. - I ty, i wszystko, co z tobą związane, dokończył już w myślach, w końcu nie był idiotą. - Skoro twierdzisz, że źle śpiewasz, tym samym nie zgadzasz się ze mną. A ja mam przecież zawsze rację.
- No tak. - Uśmiechnęła się wreszcie, nie podnosząc głowy. - Ale w tym wypadku chyba się mylisz.
- Nie mylę się. Musisz tylko przestać się bać.
- To kolejna regułka.
- Jesteś nieznośna.
- Wiem. Ilu widzisz przyjaciół wokół mnie? - Zatoczyła ręką okrąg, jakby ewentualni przyjaciele kryli się po kątach jej przytulnego pokoiku. - A także wkurzająca, nijaka, bojaźliwa i... nie pamiętam reszty epitetów, ale bywały dosadne. Przyjęłam część charakteru Ludmiły, cóż poradzić.
- Tej blond modliszki? - upewnił się. Nie odpowiedziała, patrzyła na coś za oknem. Gdyby wyciągnął rękę, mógłby ją zanurzyć w fali gęstych loków. A mimo to była tak odległa, jakby dzieliło ich wiele, wiele mil.
Beznadziejna sprawa.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, czego się boisz?

No właśnie, czego?

- Tego, że coś pójdzie nie tak - odezwała się wreszcie stłumionym głosem. - Że kogoś zawiodę. Że będą na mnie źli.
- Kto?
- Ludzie. Zawsze tylko czyhają na moje potknięcie, żeby mnie skrytykować.
- Wcale, że nie. No co ty, ani jedna osoba w Studiu tak nie myśli - rzucił całkiem serio, ale tylko wzruszyła lekko ramionami, z miną mówiącą, że i tak wie swoje. - Posłuchaj mnie, naprawdę nikt nie czeka na na twój błąd. Oni nie są tacy, rozumieją wiele, a jeśli uważasz ich za aż tak powierzchownych, to chyba za dużo czasu spędziłaś z tą Ludmiłą.
- Odkrycie roku. - Westchnęła dziwnie, unosząc głowę. - Nic na to nie poradzę, po prostu nie mogę i tyle.
- Z góry zakładasz, że przegrasz, nawet nie spróbujesz? - Oparł się o krawędź biurka, zarzuconego książkami. - Nie możesz tak żyć...
- Mogę. Muszę. Nic innego mi nie pozostało.
- A jeśli ci udowodnię, że życie jest piękne, a ty wspaniała?
- Jesteś czarodziejem?
- Dorabiam sobie czasem jako wróżka, ale nie mów nikomu - rzekł, zniżając głos do konfidencjonalnego szeptu. - A prywatnie świetny ze mnie psycholog.
- Chyba psychol. - Śmiała się wreszcie, już nie mogąc się dłużej powstrzymać.
- Nie lubisz tej piosenki, to weźmiemy inną - zaproponował nagle, rzuciwszy okiem na wielki plakat, jej ulubiony, ten z przejściem dla pieszych i czwórką przechodzących. - Lubisz Beatlesów, nie?
- Lubię. - Podążyła wzrokiem za jego i założyła luźny lok za ucho. - Zwłaszcza "Yesterday".
- To ją zaśpiewamy - postanowił bez namysłu, biorąc do ręki jej gitarę. - Masz się czuć pewnie i cieszyć z tego, że śpiewasz, rozumiesz?
- Tak, panie doktorze - podchwyciła ten ton, wstając.
- Dobra. - Odchrząknął. - Yesterday... All my troubles seemed so far away... - zaintonował z przesadnym uczuciem, ale po chwili zaczął śpiewać normalnie. Włączyła się, nawet nie zauważyła kiedy. Zaskoczona lekkością, z jaką ich głosy wpasowały się w siebie. Śpiewali i patrzyli sobie w oczy.
- Przepraszam - bąknęła Lena, która pojawiła się nie wiadomo skąd i stała w progu z mocno niepewną miną i napięciem we wzroku. - Nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz - zapewniła ją siostra, która wcale nie wyglądała na speszoną. - O co chodzi?
- Pożyczysz mi słuchawki? Moje odmówiły posłuszeństwa. - Mówiąc, omijała starannie wzrokiem chłopaka, który ze zdziwieniem przypatrywał się jej twarzy, wyrażającej coś dziwnego. Przyjęła podany przedmiot i szybko wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Śpiewamy dalej? - spytała Naty, zasuwając szufladę biurka. Podjął piosenkę, ale jakoś nieuważnie. Świetnie im wychodziło, ładnie razem brzmieli. A był rozczarowany.
Bo nie iskrzyło. Nic a nic.
_______________________________________________________
Trochę krócej niż ostatnio, ale leń mnie wziął i nie chciało mi się dorabiać czwartego wątku. Wybaczycie mi?
Dla mojej kochanej siostrzyczki Sary, która obchodzi swe urodziny. Po raz trzeci - wszystkiego najlepszego!

10 komentarzy:

  1. Zuzanno (masz piękne imię, a ja uwielbiam jego pełną formę, więc mam nadzieję, że jej używanie Ci nie przeszkadza)
    Nie wiem co powiedzieć. To jak ujawniasz wszystko. To jak przedstawiasz świat. To jak opisujesz każdy detal. To z jaką precyzją i dokładnością pokazujesz wszystko. To jak wkradasz się do mojej wyobraźni i zostawiasz w niej niezmywalny ślad. To jak pokazujesz siebie. To jak wplatasz w opowiadanie swe gusta. To jak kolorujesz rzeczywistość. To jaka jesteś. Wszystko jest bajką, w której bardzo chciałabym zostać. Sprawiasz, że czytanie jest dla mnie coraz wspanialszą przygodą. Piszesz z ogromną pasją. Kierujesz do mnie tak dojrzałe słowa, które podczas czytania pokazują jak dorosła już jesteś. Może teraz mnie wyśmiewasz, ale niesłusznie. Nawet jeśli nie używasz takich słów w życiu codziennych, znasz je doskonale, co świadczy o Tobie. Jesteś też tak inteligentna. Nie rozumiem czemu nie przeszkoczyłaś jeszcze kilku klas i nie uczysz się w tej chwili na Harvardzie. Powinnaś zająć się tam literaturą, a w wolnym czasie napisać kilka Bestsellerów, które znane i podziwiane będą na całym świecie. Owszem, to Twój plan życia i proszę się go trzymać.
    Zuziu(może taką formę wolisz, nie mam pojęcia), dziękuję Ci za ten rozdział. Ponownie mnie zaczarowałaś.
    Mam nadzieję, że złożyłaś Mamie życzenia, a jeśli nie- podziękuj, proszę za to, że stworzyła Cię tak wspaniałą. Jesteś ganialnym artystą, a mimo to masz wspaniały charakter. Pamiętaj o tym, że wyjątek potwierdza regułę.
    Twoja Hania

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział.
    Cóż więcej mogę napisać?
    Wszyscy wiemy, że piszesz bezbłędnie i po prostu świetnie.
    Wszyscy dobrze zdajemy sobię sprawę z Twojego geniuszu.
    Nikt nie może zaprzeczyć, że masz ogromny talent i dar do pisania.
    I myślę, że nikt nie obraził się, że rozdział jest krótszy. W końcu liczy się jakość, a nie ilość, prawda?
    A Twoja 'jakość' jest po prostu niesamowita.
    Myślę, że wszyscy chcielibyśmy być równie zdolni, co Ty. Ja na pewno.
    Każdy rozdział jest jedyny w swoim rodzaju i najlepszy w swojej 'dziedzinie'.
    Nieważne o jakich uczuciach piszesz, w jakim nastroju jest rozdział, bo i tak zawsze wychodzi genialnie.
    Twoje autorstwo jest zawsze gwarantem dobrej jakości.
    Życzę dużo weny, bo wszystko inne, co jest potrzebne do pisania, już masz. >>talent, zdolności<<
    Pozdrawiam
    Dulce

    OdpowiedzUsuń
  3. Na samym początku chciałam przeprosić za ostatnią nieobecność, ale ferie feriami, byłam tu i tam. Niestety, musiały sobie idioty pójść, zostawiając mnie na pastwę losu i pana od fizyki.
    Ja nie chcę do szkoły.
    Pewnie znowu zacznę nudzić, że jesteś moją inspiracją, Twój styl jest jedyny i niepowtarzalny, ale co innego mogę powiedzieć? Tu nie ma błędów.
    Jesteś urodzoną pisarką. To rola stworzona dla Ciebie i naprawdę nie wyobrażam sobie genialnej Zuzi w innym wcieleniu. Pisz, bo robisz to doskonale. Proszę.
    I tak będziesz pisać, kochasz to, tak? Tak. Właśnie, więc wszyscy są zadowoleni, ja najbardziej.
    Rzeczywistość opisana w magiczny sposób. To chyba właściwe określenie.
    Nie zaiskrzyło? Jakże mi przykro (hyhyhyhy).
    A jednak Naty nie ma żadnych wątpliwości. To dopiero pierwsze spotkanie, ale nie czuję nic wyjątkowego. Nadal zakochana w mega seksownym bufonie, takim łysym modelu (ogolił się, co za debil xd).
    Federico jest przeuroczy, widać, że bardzo troszczy się o Natalię, chce dla niej jak najlepiej. Być może za szybko w to brnie, ale uczucie ma to do siebie, że biegnie, wyprzedzając sam czas.
    Lenka jest zazdrosna? Myślę, że stworzyliby fajną mieszankę, Lena ma taki fajny zadziorny charakterek, a Fede idealny pod wieloma względami. Ale biedny, chyba nieco zagubiony, zakochał się w niewłaściwej dziewczynie.
    Nie chcę nic mówić, ale pod tym dachem jest jeszcze jedna piękna, zdolna, niebywale urocza w charakterystyczny sposób Lenka. Ona, Natalia, więzy krwi, niech się przerzuci na młodszą. Kochane Lenarico <3
    I łysy bufon.
    Świetnie wykreowałaś postać Diego. Ma w sobie jakąś tajemnicę, jest błyskotliwy i niesamowicie uroczy. Wyraża to w wypowiedziach, gestach, zachowaniu... Przejawia się w chwilach takich jak ta, bo nie rozkleja się razem z Violką, tylko nadal zostaje przy swej osobowości. Dzielna chłopaczyna <3
    Zuza, nie rób mi tego, znowu będę ryczeć, że nic nie umiem.
    Jak w najbliżej przyszłości nie zobaczę Cię z nagrodą Nobla, to oznacza, że świat już zupełnie zejdzie na psy. Albo konie.
    Murzyn/Broduey/Uciekinier z Africo nadal czuję coś do Camilki, bo podejrzenie jej się przygląda. A ona się wydziera, typowa kobieta. Niby przeciwieństwa się przyciągają, a jednak pewne różnice potrafią zabić. Oboje mieli silne charaktery, ale myśleli inaczej. Często nieracjonalnie, skupiając się bardziej na własnym zdaniu niż domniemanym uczuciu. Tak też bywa. Pewnych rzeczy nie można już naprawić.
    Podoba mi się relacja Maxiego i Camili. Bez bryczek, bez koni, no cudownie! Przyjaźń, opisana tak pięknym i naturalnym sposobem, bez zbędnych epitetów. Bo przecież oni wiedzą jak naprawdę jest.
    A gwiazdą dzisiejszego rozdziału jest niewątpliwie Andres, bo do teraz śmieję się jak głupia i nie mogę przestać. Przyjacielu!
    Wciąż nie wiem co stało się z Francescą. Zuza tajniak, niczego nie powie :c
    A TERAZ ZACZNĘ UŻALAĆ SIĘ NAD ŻYCI... Dam Ci spokój, dziś "Dzień Singla" świętujemy.
    Piszesz najpiękniej na świecie i myślę, że bardzo dobrze o tym wiesz. Nigdy z tego nie rezygnuj. Zachwycaj nas dalej.
    I nigdy nie przestawaj.

    Twoja wielka wielka fanka

    PS: Byle włosy odrosły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Zuzanno!
    Wybacz mi tę lekko oficjalną formę, ale bardzo podoba mi się twoje imię.
    Idealnie pasuje do tak wspaniałej osoby, jaką jesteś.
    Masz niesamowity talent.
    Teraz to zauważyłam - te słowa zrobiły się nudne.
    Co się dziwić jak powtarzam ci to za każdym razem?
    Przepraszam, aczkolwiek nie potrafię wymyślić nic innego.
    Podpisuję się pod wypowiedzią mojej czytelniczki.
    Ostatnio na blogach z opowiadaniami jest bardzo mało Naxi.
    Umieram! :c
    Podziwiam cię, Zuza.
    Naprawdę cie podziwiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, cześć, cześć Zuzeczko :D Jestem i ja. Rugg leci w tle – mogę komentować.
    Nowa postać? Ciekawie... Sonia, Sonia, Sonia... Taka zła. A mnie się wydaje, że dla Diego byłaby idealną partią – gdyby nie to, że on przeznaczony jest Ludmile (przynajmniej w mojej głowiastej wersji) Ojej, Violka płacze, ojej wpadła w rozpacz, ojej, jak mi przykro. Nie pisz takich rzeczy, bo się popłaczę turum-pum. Rozmarze mi się makijaż! I CO WTEDY?! o.O Będę wyglądała okropnie i nikt mnie nie będzie chiał łapać ;( Nie znajdę swojego Tomiego!
    Tak btw. Dostałam prezent na walentynki! I to nie od rodziców... Bo poszłam do kawiarni z koleżanką dzisiaj po tej nieszczęsnej fizyce i se kupiłyśmy koktajle (owocowe, żeby nie było jakichś podtekstów) i dostałyśmy takie duuuże serca z piernika z lukrem. Za darmo!! Lukier był różowy ;( Ale ogólnie dobre było, mówię Ci. Oczywiście nie wspomoże mnie to w szukaniu miłości swojego życia, ale trudno. Szczęście doczesne też jest potrzebne.
    Wiem, że Cię poruszyła moja historia, więc idę dalej. Znowu muszę włączyć Rugga, bo się skończył. Po raz kolejny :( Smutno.
    Wgl. Jak zaczęłaś pisać o tych pierwiastkach tak dalej to jako mat-fiz, musiałam to sobie oczywiście wyobrazić :D Ojje, to Camila. Już myślałam, że ktoś fajny. No trudno. Ranisz matematykę (moją miłość) Camilą. Bo ja wiesz – po co mi miłość? Mam fizykę!
    Andres jest ROZKOSZNY. Jak, w definicji nauczyciela od matmy, moja koleżanka (mam wrażenie, że już kiedyś Ci to opowiadałam...) Boże, Maxi zadaje konkretne i inteligentne pytania [leci Everybody hurts – mrau] – świat się kończy, jak nic.
    Weź mnie człowieku nie denerwuj pieprzonym Fedaty. Nie że nie podoba mi się jak o nich piszesz – podoba się, ale u Ciebie nawet Hermenszi jest fajne – co nie zmienia faktu, ze ich momenty mnie ranią. Naxiii :(
    DOBRA, wybaczam. WSZYSTKO. SŁODKO! UROCZO. WSPANIALE. Sarrra się jarra xD Ja wiem, wiem, wiem, zrobisz mi Lenarico *_* Wiem, wiem.
    Boże, co za cudowny prezent na urodziny – dziękuuuję. Wgl. Rozdział jest piękny, a ja jak zawsze nie napisałam nic konstruktywnego. Ale dziękuję Ci tak abrdzo ;3 Kocham Cię siostrzyczkkooo nooo...
    Taka utalentowana no, muahahah <3
    Buziakkiiii,
    Twoja,
    Sarrra M (nadal nie wiem jak to zrobiłaś xD)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział xD
    Sonia, jaka kurcze Sonia, ale może być jakaś taka fajna mi się wydaje <3
    Diego, jaki bohater haha :3 Ale chleba nie kupił :D
    Vilu go pobiła O.o wow
    Camila, jak ja ją uwielbiam <333
    Broduey gdzieś uciekł :* Dobrze, niech idzie gdzieś tam daleko, nie wiem gdzie ;)
    Naty, troszkę wiary w siebie xD
    Feduś psycholog :D
    A co do Leny czyżby była zazdrosna ?
    Lenarico musi być <3
    Oczywiście Naxi też <3333333333
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu, czemu zawsze ostatnia?

    Przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale próbowałam wcześniej napisać rozdział - klapa. Więc przybyłam tutaj, choć myślałam, że skomentowałam. Głupia jestem, ale czasem tak musi być. Jejku, znów cię zasypie komplementami, mogę? Dlaczego ty tak wspaniale piszesz? No normalnie umieram i nie wstaje. Chyba jadę po te bagietki do sklepu, może dadzą mi talent?
    Nowa postać... Sonia! Jejku tutaj normalnie padłam. Ona jest taka.. groźna, pewna siebie.. i te kocie, zielone oczy. Czyżby Diego kiedyś z nią ten ten? Chociaż.. nie, chyba nie. Wyjadę mi się, że są przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi. Przeszli przez to razem.. razem. Przez dzieciństwo? Zastanawiam się czy Diego był krzywdzony.. przez Ojca? Kurde, Zuzka. Ja mam za dużo pytań. Odpowiedz mi na któreś. Ogólnie wątek Sońki był idealny, stronie lubię takie postacie.
    Matematyka, chciałam od niej uciec! Ale w twojej wersji jest o wiele fajniejsza :D No cóż, Camila i nasza muzina bambo limbo samba blblb. Dobra, nieważne. Brodłej jest boski. JA go tak kocham. W sumie.. Facu się do niego upodabnia, Łysy.. coraz bardziej opalony.. chyba chce wyjechać z nim do Brazylii. Ba! ja jestem tego nawet pewna. Jeszcze dzieci z tego będą. Maxi jest inteligenty, to znaczy.. tak mi się wydaje. Jezu, ja chyba już śpię i nie wiem co pisze. On jest bufoniasty, zawsze taki będzie.
    NADERICO. Jejku, widać, że Feder chce się do niej zbliżyć, poznać ją.. jednak ona kocha łysego. Ach, miłość nie wybiera, tym razem się nie postarała, ale mamy piękne naxi, którego nie da się nie kochać. Po za tym.. Wgl. mam do Federico pewien dystans.. nie umiem się nim zachwycać xD Jezu, coś ze mną chyba nie tak.. I na koniec piękne Lenarico. Kocham tą pare, jest taka słodka. Szczególnie u ciebie. Zazdrość zżera Lene, a Fede ma to chyba gdzieś. Prawdziwy mężczyzna.
    Kocham cię i twój styl. Kurde, jak ty to robisz? Wytłumaczysz mi czy nie?
    Przepraszam, za komentarz.. ale mam sporo na głowie. Wybacz mi.. przy następnym rozdziale będzie lepszy.

    Kocham bardzo,
    Marcia

    OdpowiedzUsuń
  8. Tears!
    Głupio mi trochę, a mówiąc trochę mam na myśli - bardzo. Przychodzę tak późno i w dodatku z czymś tak badziewnym jak mój komentarz. Niestety ostatnio zapominam komentować moich ulubionych blogów. Ja naprawdę czytam, tylko jestem roztrzepana ;) Taki mój (wątpliwy) urok.
    Pozwolisz, że przejdę do rozdziału?
    Sonia. Hmm, lubię ją :) Jest tajemnicza i taka... cóż trudno to określić. Po prostu ją lubię. I jak widać, Diego też. Czyżby to była tylko i wyłącznie relacja przyjacielska? Tak mi się wydaje, choć pewnie niektórzy mogą w to wątpić. Ale ja sądzę, że są po prostu dobrymi przyjaciółmi, których dużo łączy. Jak to sam Diego określił, on woli mieszać w głowach bogatych panienek z dobrych domów (czyżby nawiązanie do Violetty?)
    Cóż wybrał się po chleb, a spotkał Violkę. Przypadek? Hmm...
    Diego i Violetta. To jest trochę... skomplikowane? Kim oni właściwie są?
    Okej, przejdę do Camilli i naszego Brodłeja. Widać, że (chyba) cały czas żywi uczucia do naszej rudowłosej koleżanki. Czy coś z tego będzie? Mam dziwne podejrzenie, że ten tajemniczy chłopak z czatu popsuje plany Brazylijczyka. Może ten jeden raz w życiu, będę mieć racje?
    Naty i Federico. Nasz Włoch trudzi się i trudzi, ale przecież Natka już oddała swoje serce Maksiowi. Przykro mi Fede, musisz znaleźć sobie inną. Może nawet nie musisz szukać daleko? Wytęż trochę ten swój idealny mózg i znajdziesz odpowiedź na trapiące cię pytania. P.S - odpowiedź brzmi Lena, tylko tak mówię.
    Na koniec zostaje mi tylko przeprosić za komentarz. Tak, tak nie mam o nich głowy.
    Więc pozdrawiam serdecznie i z utęsknieniem oczekuję kontynuacji :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Usunął mi się poprzedni komentarz. Okej. Już chyba wyczerpałam wszelkie przekleństwa, więc czuję się oczyszczona. No nic, piszę drugi raz :)
    Droga Tears, Zuzanno, Zuźko? Nie wiem jak wolisz, więc postawiłam na kilka opcji.
    Na początku, nie powiem, że jest mi głupio. Bo nie jest, jest jeszcze gorzej - czuję się strasznie! Ile dramaturgii, ale taka jest prawda. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie czytałam twojego bloga wcześniej - czytałam, może od niedawna, ale jednak. Więc dlaczego nie komentowałam? O to jest pytanie. Pozwalam Ci mnie zabić, ale to później. Najpierw wysilę szare komórki i postaram się wykrzesać z siebie, chociaż ociupinkę... czego? Sensu, no czegokolwiek, co potrzebne do napisania komentarza, który odda twój geniusz. Tak, geniusz. Wiesz, że piszesz niesamowicie? Można to uznać za pytanie retoryczne, bo na pewno wiesz. Powinnaś. Taaaki talent, no zazdroszczę. Wiesz jak to jest z twoim opowiadaniem, z twoimi rozdziałami? Tonę w nich. W każdym z osobna, w każdym - bez wyjątku. W swoich słowach zawierasz coś niezwykłego, magicznego. A to tylko - słowa, albo AŻ? Jesteś artystką. Właśnie słowami malujesz - własny świat, kreujesz postacie. Nie są banalne, o nie. Są oryginalne, wyraziste, idealnie zarysowane. Wszystko w nich gra, a w jakiś sposób - też nie pasuje. Zmieniają się, kształtują. Nie wiem, czy potrafiłabym wymienić swoją ulubioną. Może oprócz Violki - ona działa na mnie drażniąco, no cóż. Ale dobrze, o co mi chodzi? Chcę, żebyś wiedziała, jak genialnie piszesz. Wszystko tak idealnie pasuje, historia zazębia się - tworzy idealną całość. Jest mroczna, tajemnicza, dużo tu intryg, niedomówień, ale nie brakuje też i namiętności, tego ognia, który bucha między bohaterami, splata ich losy, tworzy idealną jedność? Zdecydowanie.
    Dobrze, po tym krótkim wstępie, pozwolę sobie na skomentowanie 28. Matko, nawet nie wiesz jaki to dla mnie osobisty sukces, że udało mi się zdążyć przed dodaniem 29. Wtedy to bym już sobie nie wybaczyła tej zwłoki :)
    Zacznę od początku:
    Sonia! Boże, genialna postać. Idealnie wykreowana, taka tajemnicza, niebezpieczna. I aż przyjemni się o niej czyta, zwłaszcza, że tam gdzieś przewija się również i Diego. Oj, Diego. Miałam nie wymieniać ulubionych postaci, ale gdybym mogła to zdecydowanie byłby jedną z nich. Jest idealny, taki tajemniczy, obojętny, zły chłopczyk, który jednak przeżył już w swoim życiu nie jedno. Jak zwykle wszystko pięknie opisane, w taki sposób, że aż mogę poczuć ten zapach powietrza po przejściu ulewy. Jak ty to robisz?
    Violetta. Matko, nie, nie lubię jej. I jak czytałam jej kłótnie z Leonem, gdzie no cóż... trochę okrutnie ją potraktował, to wiesz, i tak nie było mi jej żal. Zasłużyła, sama wszystko zepsuła. A jeszcze ma pretensje do Diego (no może miał w tym jakiś udział, ale szczegół ;D) Jak sobie wyobraziłam ją siadającą na schodach i wybuchającą płaczem, to zrobiłam to samo - tylko, że ja popłakałam się ze śmiechu. Leon zszedł ze sceny, jestem ciekawa jaki w takim razie będzie kolejny ruch ze strony Diego. Będzie ciekawie, ja to wiem.
    Dalej, Camila. ":OO" <-- tak wyglądała moja mina, gdy przeczytałam twoje porównanie jej osoby do matematyki, albo raczej równania matematycznego. Kobieto, zabiłaś mnie! Doszczętnie! Ja mówiłam, że ty piszesz genialnie? Błąd, piszesz o wiele lepiej. Świetnie wykreowałaś postać Camili, jest taka... Dokładnie jak jakaś układanka lub niebywale trudne zagadnienie matematyczne. Nie wielu ją rozwiąże. Jestem ciekawa, komu się to uda. Aj, jak czytałam o Maxim, to jakoś mi się od razu mordka uśmiechnęła. Taka magia bufona ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabrakło mi miejsca, no proszę ;D

      Fedaty? No nic, jest naprawdę ciekawie. I co najważniejsze, Federico jest taki słodki. Tak bardzo chce pomóc Natalii, udowodnić jej, że jest wspaniała, że ma talent. No cóż, szkoda tylko, że wydaje się tym ranić Lenę. I jeszcze o tym nie wie. Oj, coś czuje, że będzie się działo. Yesterday *_*
      Okej, to chyba wszystko. Nie powiem, mogło być lepiej. Tak, nie potrafię pisać komentarz. Wybacz.
      Na koniec, powiem tylko, że z niecierpliwością czekam na 29 :)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Edyta.
      P.S: Dziękuje za twój komentarz u mnie. To wiele znaczy :)
      P.S2: Słucham sobie twojej playlisty i... niesamowite! Rzeczywiście, mamy podobny gust muzyczny. Metallica, Red Hot Chili Peppers, Queen, Dżem, Nirvana *_* To jest dzieło sztuki, nie muzyka :)

      Usuń